Zaufał obcym. Koczuje w samochodzie

Pan Jerzy mieszka w samochodzie pod blokiem, gdzie jeszcze niedawno miał swoje mieszkanie. Mówi, że mu je skradziono. Mężczyzna spotkał kupców na ulicy. Twierdzi, że obiecali mu 200 000 zł i prawo dożywotniego zamieszkiwania w swojej kawalerce, a dostał jedynie 2 000 zł i wylądował na ulicy. Zdaniem sąsiadów, kupujący wykorzystali alkoholizm pana Jerzego.

O dramatycznej sytuacji, w której znalazł się 60-letni pan Jerzy Dzisiewicz z Warszawy powiadomili naszą redakcję sąsiedzi. Mężczyzna od dwóch miesięcy mieszka w samochodzie. Pan Jerzy jest samotnym człowiekiem. Sąsiedzi twierdzą, że po śmierci swojej konkubiny 5 lat temu załamał się i zaczął pić.

- Żyliśmy w konkubinacie przez 17 lat. Zmarła biedna. Przez pierwsze dwa lata to nie wiedziałem, jak chodzić. Potem jakoś się otrząsnąłem – wspomina pan Jerzy.

- Chcemy pomóc temu człowiekowi, jest nam go żal. Idzie zima i może jej nie przetrwać – mówi Anna Latoszek, sąsiadka pana Jerzego.

Pan Jerzy miał kawalerkę w bloku, pod którym teraz koczuje. Starał się regularnie opłacać czynsz, ale niestety zadłużył mieszkanie na ponad 3 000 złotych. Potrzebował pilnie pieniędzy i jak twierdzi, właśnie wtedy, w czerwcu niespodziewanie pojawił się nieznajomy mężczyzna, który zaproponował pomoc.

- Podszedł do mnie na podwórku i powiedział, że chce porozmawiać. Znał moje imię  i nazwisko. O adres się nie pytał, o nic się nie pytał. Przyjechał jeszcze z jakimś drugim. Obiecywał mi przelew na konto, tylko żebym wyraził zgodę, żeby po mojej śmierci on miał prawo do mieszkania – opowiada pan Jerzy. 

- Jestem pewna, że został wykorzystany. W zasadzie ten człowiek nigdy nie był trzeźwy. Osoba z chorobą alkoholową, która jest notorycznie pijana, nie jest w stanie podejmować świadomych decyzji – mówi Helena Stanek, sąsiadka pana Jerzego.

Reporterka: Zapytam wprost. Był pan trzeźwy będąc u notariusza?
Pan Jarzy: Skacowany. Zrozumiałem, że będę mógł dożywotnio mieszkać, a na wypadek mojej śmierci, on będzie właścicielem lokalu. On miał go wykupić, a ja miałem sobie tam mieszkać.

W lipcu tego roku pan Jerzy sprzedał swoje mieszkanie za 200 000 złotych. Pieniędzy jak twierdzi nigdy nie dostał. W akcie notarialnym nie ma ani słowa o tym, że będzie mógł mieszkać w lokalu dożywotnio. Mężczyźni, którzy kupili jego mieszkanie, już w sierpniu sprzedali je nowym właścicielom.

- Wyprowadzka pana Jurka z tego mieszkania odbywała się w sierpniu. Zrobiono to pod jego nieobecność – mówi Helena Stanek, sąsiadka pana Jerzego.

Reporterka: Wie pan, że w dokumentach jest napisane, że otrzymał pan 200 000 złotych. Otrzymał pan te pieniądze?
Pan Jerzy: A skąd! Ja dostałem 2 000 zł, jak żeśmy wyszli od notariusza.

- Pan Jerzy został oszukany. Tutaj jest też jego kolega, mieszka na pierwszym piętrze. Do niego też przychodzili. Dobrze, że córka uratowała całe zajście – mówi pan Bogusław, kolega pana Jerzego.

Chcieliśmy osobiście porozmawiać z człowiekiem, który miał dać panu Jerzemu pieniądze. Niestety, nie otworzył nam drzwi. Udało się porozmawiać z drugim mężczyzną, który również widnieje w akcie notarialnym jako kupujący. 

- Pan Jerzy twierdzi, że nie dostał od panów złotówki.
- To nieprawda.
- To gdzie są pieniądze? Nie ma przelewu na jego konto.
- On dostał gotówkę do ręki.
- 2000 zł dostał, kiedy był u notariusza , a gdzie reszta?
- Nie wiem, ile on dostał, bo to pan S. się z nim umawiał.

- Gdybym mógł cofnąć czas, to w życiu bym się z tym człowiekiem nie zadał. Na pewno nie poszedłbym do notariusza. Żyłbym sobie spokojnie, jak żyłem – podsumowuje pan Jerzy.*

* skrót materiału

Reporterka: Małgorzata Frydrych

mfrydrych@polsat.com.pl