Kupili dom o 11 dni za późno. Zwrócą 600 tys. zł

Państwo Kowalczykowie wykupili od miasta mieszkanie ze zniżką w wysokości 330 000 zł. Później lokal sprzedali. By nie zwracać bonifikaty, pieniądze z mieszkania musieli wydać na inną nieruchomość w ciągu 12 miesięcy. Małżeństwo przekroczyło termin o 11 dni. Dziś wraz z odsetkami musi oddać prawie 600 000 zł. Dług każdego dnia rośnie o 115 zł, a urzędnicy ani myślą o rozłożeniu go na raty.

Grzegorz i Magdalena Kowalczykowie w 2007 roku zdecydowali się na wykup mieszkania przy ulicy Wilanowskiej od miasta stołecznego Warszawy. Ponad 50 metrowe mieszkanie kupili z 90 procentową zniżką od miasta, wartą 330 tys. zł.

Państwo Kowalczykowie 15 października 2008 roku sprzedali wykupione mieszkanie. Od tego dnia małżeństwo miało 12 miesięcy na przeznaczenie pieniędzy ze sprzedaży mieszkania na inny lokal. Zdecydowało się na kupno domu dla siebie i dzieci w podwarszawskich Markach.

- Pieniądze ze sprzedaży tamtego mieszkania nie starczyłyby, więc zaczęliśmy się starać o kredyt. Trafiliśmy na fatalny moment, zaczął się światowy kryzys finansowy. Banki tak naprawdę wstrzymały wtedy udzielanie kredytów – opowiada Magdalena Kowalczyk.

- Szczęśliwie udało się załatwić ten kredyt i podpisaliśmy umowę kupna domu. Było to 26 października 2009 roku, czyli 11 dni po tym terminie – dodaje Grzegorz Kowalczyk.

11 dni spóźnienia przesądziło o dzisiejszych problemach pana Grzegorza i pani Magdaleny. Urząd Miasta St. Warszawy dla Dzielnicy Śródmieście oddał sprawę o zwrot bonifikaty do sądu i wygrał. Od 2011 roku małżonkowie próbują porozumieć się z miastem w sprawie rozłożenia długu na raty.

- Myśmy od razu złożyli dokumenty, żeby nam to rozłożono na raty. Dostaliśmy informację, że dopóki sprawa jest sądzie, to miasto nie może podjąć decyzji – opowiada Magdalena Kowalczyk.

- Po tych wszystkich rozprawach dostaliśmy pismo, że dzielnica nie widzi tutaj powodu, żeby nam cokolwiek rozkładać na raty - mówi Grzegorz Kowalczyk.

- My podlegamy pod ustawę o finansach publicznych. Umorzenie ustawowych odsetek stanowiłoby naruszenie tej ustawy, to jest niemożliwe. Biuro podatków i egzekucji stało na stanowisku, że to by było równoznaczne z udzieleniem nieoprocentowanego kredytu dla dłużnika i nie widziało w tym sensu – tłumaczy decyzję urzędników Mateusz Dallali, rzecznik Urzędu Miasta St. Warszawy dla Dzielnicy Śródmieście.

- Organ może odstąpić od żądania zwrotu bonifikaty, a skoro ma tak daleko idące uprawnienia, to należy wnioskować, że może również wyrazić zgodę na to, aby ten zwrot bonifikaty następował w określonych ratach - uważa jednak Agnieszka Kawałko, radca prawny.

Mimo dobrej woli i chęci spłaty prawie 600 tysięcy zł zadłużenia w ratach, państwo Kowalczykowie takiej szansy nie dostali. W październiku tego roku otrzymali odpowiedź odmowną wraz z zajęciem komorniczym. Odsetki rosną i to każdego dnia o 115 zł.

- W tym samym momencie zostajemy zablokowani przez komornika i  nie możemy już nic zrobić. Nikt nam nie udzieli kredytu, bo nie będzie jego zabezpieczenia – mówi Grzegorz Kowalczyk.

- Najpierw była decyzja, że nie udzielamy państwu zgody na rozłożenie na raty, a następnie nastąpiło polecenie do komornika o zajęcie wynagrodzenia. To być może się zbiegło w czasie, że te wszystkie pisma przyszły na raz. Państwo Kowalczykowie mogą złożyć wniosek o wstrzymanie egzekucji i jeszcze raz poprosić o rozłożenie tej należności na raty. Szansa zawsze jest – tłumaczy Mateusz Dallali, rzecznik Urzędu Miasta St. Warszawy dla Dzielnicy Śródmieście.

- Mamy dorosłe dzieci i one oczekują od nas, że jakoś im pomożemy w tym starcie w życiu, a tymczasem to my będziemy musieli od nich oczekiwać pomocy – podsumowuje Grzegorz Kowalczyk.*

* skrót materiału

Reporterka: Klaudia Szumielewicz

kszumielewicz@polsat.com.pl