Dobra koleżanka i 50 tys. zł długu

Historia Czesławy Makoli powinna być przestrogą dla wszystkich, którzy biorą kredyt ale… nie dla siebie. 73-letnia emerytka z Sosnowca pożyczyła z banku ponad 50 tys. zł. Pieniądze oddała koleżance Annie K. Teraz pani Czesława sama musi spłacać raty.

- Jestem dobry człowiek i jest mi z tym bardzo źle, bo okazuje się, że nie można być dobrym człowiekiem. Ja całe życie byłam dobra i co z tego mam? Twierdzą, że dobro wraca, do mnie nie wróciło – mówi pani Czesława.

Pani Czesława z Anną K. znały się ponad 25 lat. Kiedy koleżanka poprosiła o pomoc, pani Czesława nie odmówiła.

- Światło jej odcięli, prąd odcięli, mówiła: Słuchaj jestem w podbramkowej sytuacji. Nie mogę dostać kredytu. Jak wezmę kredyt hipoteczny, to ci zwrócę. Była nawet w stanie powiedzieć, że jej córka ma raka – opowiada pani Czesława. 

- Ona tymi kredytami pani Makoli spłaciła swoje kredyty. Szukała kozła ofiarnego – dodaje Małgorzta Bruś, sąsiadka Czesławy Makoli.

Pani Czesława wzięła kredyt na ponad 50 tysięcy złotych. Koleżanka miała spłacać, ale tego nie robiła. Emerytka została z długiem. Co miesiąc musi spłać 1200 zł. Anna K. nie chciała porozmawiać z nami przed kamerą.

- Pani Makola mnie po wszystkich sądach ciąga. No i co, że ma wyrok? – wykrzyczała zza ogrodzenia.

- Ona przez okno widzi, kto idzie i nie otworzy. Nie pani jedna przychodzi po pieniądze. Więcej jest takich. Długo stoją i czekają, jak wy – powiedział sąsiad Anny K.

Pani Czesława ma wyrok. Anna K. ma zwrócić jej pieniądze, ale nie zwraca. Nie pomaga nawet komornik, bo Anna K. nic nie ma. Szanse na odzyskanie pieniędzy są niestety niewielkie.

- Przeciwko pani Annie K. prowadzimy bardzo dużo spraw. Jak wpływają pieniądze, to są dzielone na wszystkich wierzycieli. Ona nie ma nic oprócz świadczenia emerytalno-rentowego – usłyszała pani Czesława od pracownicy biura komornika. 

- Postanowiłam wziąć udział w tym programie, żeby ostrzec takich potencjalnych kozłów ofiarnych, żeby nie dały się wmanewrować i „wkręcać” na litość – mówi Małgorzta Bruś, sąsiadka pani Czesławy.

- Jak syn zmarł, żeby chociaż tysiąc złotych oddała. A ona, że ją gówno obchodzi, że mi syn zmarł. Tego jej nie daruję. Takie mam życie za moją dobroć – rozpacza pani Czesława.*

* skrót materiału

Reporterka: Aneta Krajewska

akrajewska@polsat.com.pl