Nożem zamordowała sąsiadów?

Kilkadziesiąt ciosów nożem i poderżnięte gardło. Rok temu we Włocławku w brutalny sposób zamordowano 59-letnią Grażynę O. oraz jej 84-letniego ojca. Kilka dni później do aresztu trafiła Edyta J. Kobieta przyznała się do morderstwa, a prokuratura triumfalnie ogłosiła sukces. Dziś jednak dowody jej winy nie są już tak oczywiste. We wrześniu, na wniosek prokuratury, Edyta J. odzyskała wolność.

Włocławek, niewielki dom na peryferiach miasta. Rok temu doszło tu do potwornej zbrodni. Ofiary to 59-letnia Grażyna O. oraz jej 84-letni ojciec – Tadeusz D.

- Wróciłem do domu, telewizor grał. Wziąłem żonę za rękę, ręka opadła. Ruszyłem do telefonu. Dzwonię i widzę kolejną osobę, teścia. Wyglądał, jakby spadł z fotela na twarz – opowiada mąż zamordowanej Grażyny O.

- Mama miała nożem poderżnięte gardło. Masakra. Człowiek zwierzakowi nie zrobiłby czegoś takiego. Tata wezwał policję, a oni zamiast psychologa, to tatę potraktowali, jak jakiegoś największego zbrodniarza. Zatrzymali go na około 48 godzin. Dla taty, to była wieczność, jeszcze w takiej sytuacji - mówi Jarosław O., syn Grażyny O.

- Przy takich zdarzeniach zawsze zatrzymywany jest praktycznie każdy, kto w tym dniu był w tym mieszkaniu i miał kontakt z ofiarami. Taka jest taktyka postępowania – informuje Piotr Stawicki z Prokuratury Rejonowej we Włocławku.

Kilka godzin po zabójstwie, w kręgu podejrzanych znalazła się 38-letnia Edyta J. Sąsiadka ofiar, matka dwojga dzieci, alkoholiczka. Do jej domu śledczych doprowadził pies tropiący. Edyta J. wielokrotnie bywała w domu pani Grażyny i jej ojca. Często po to, by prosić o drobne pożyczki.

- A to nie miała dzieciakom na chleb, a na to, na to. Pomagaliśmy. Żal było tych dzieci. Jak żona poczuła, że ona jest „wypita”, to było: „won mi z chałupy. Wynoś się, jak się ogarniesz, to możesz do mnie przyjść”. Tak w niedzielę było, a w poniedziałek się to stało – mówi mąż Grażyny O.

- Ze dwa tygodnie przed tym zdarzeniem, to leżała na ulicy pijaniusieńka. Z jej synem zaprowadziłam ją do domu, bo nie miała siły się podnieść – opowiada nam sąsiadka Edyty J.

Tuż po zbrodni Edyta J. zniknęła. Śledczy poszukiwali jej przez cztery dni.

- Ona opisała wszystko pani prokurator. Szczegółowo opowiedziała o całym przestępstwie, natomiast nie wszystkie te okoliczności, w toku postępowania dowodowego się potwierdziły – mówi Piotr Wrzesiński, pełnomocnik rodziny ofiar.

Kilka dni po zabójstwie Edyta J. została zatrzymana. Przyznała się do zbrodni. W areszcie spędziła 9 miesięcy. Kilka tygodni temu, w sprawie nastąpił jednak niespodziewany zwrot. We wrześniu, na wniosek prokuratora, pani Edyta, jak gdyby nigdy nic, wyszła na wolność. Rozmawiamy z Piotrem Stawickim z Prokuratury Rejonowej we Włocławku:

Reporter: Zwołaliście konferencję prasową, z wielką pompą obwieściliście, że macie zabójcę, po czym, niespełna rok później, okazuje się, że to wszystko była jakaś bzdura.
Prokurator: Nie, panie redaktorze. To nie była bzdura, tylko na tamtym etapie postępowania taki był materiał dowodowy. Nie było wyników sekcji zwłok.
Reporter: To po co zwoływać konferencję prasową, jeśli nie mieliście jeszcze kluczowych dowodów? Po co ogłaszać światu, że macie zabójcę? Przecież to jest śmieszne, panie prokuratorze.
Prokurator: To nie jest śmieszne. Jest w tym trochę waszego udziału, bo to wy się domagacie informacji.
Reporter: Jeśli wypuściliście ją na wolność, to znaczy, że macie poważne wątpliwości, co do jej winy. Dobrze rozumiem?
Prokurator: Mamy wątpliwości, nie wiem, czy poważne. 
   
Mówi Wojciech J., mąż Edyty: Pan wyłączy kamerę.
Reporter: Kazał pan ukrywać się żonie?
Wojciech J.: Ja? W żadnym wypadku, w życiu.
Reporter: A po co pana żona przyznała się do winy?
Wojciech J.: Nie wiem czemu.
Reporter: Nie mówiła panu? Nie pytał jej pan?
Wojciech J.: Pytałem. Była pod wpływem alkoholu, namówili ją policjanci.

Krótko po zatrzymaniu Edyta J. zmieniła swoją wersję wydarzeń. Stwierdziła, że jest niewinna. Jej wersję zdaje się potwierdzać kilka specjalistycznych ekspertyz. Okazało się bowiem, że wskazany przez nią nóż nie pasuje do zadanych ofiarom ran. Na miejscu zbrodni znaleziono też ślady DNA innej osoby.

- Nikt nie przyznaje się bez powodu. Jeżeli ona tego nie zrobiła, to ona wie, kto to zrobił – uważa Jarosław O., syn zamordowanej Grażyny O.

Edyta J. nadal mieszka w pobliżu miejsca zbrodni. Dwa razy w tygodniu musi meldować się na policji. W dalszym ciągu ciąży na niej zarzut podwójnego zabójstwa. Jeśli okaże się winna, grozi jej dożywocie.

- Trochę nas sprawiedliwość ominęła. Nie można mordować, niszczyć ludziom życia. Jest zbrodnia, powinna być kara – mówi Jarosław O., syn zamordowanej Grażyny O.

Reporter: Jeżeli nie ona, to kto?
Piotr Stawicki z Prokuratury Rejonowej we Włocławku: Trudno mi powiedzieć, cały czas trwają intensywne czynności.
Reporter: Jeśli jest winna, nie ma nic do stracenia. Może ukryć się, uciec, może robić wszystko, żeby nie trafić za kratki.
Prokurator: Nawet jeśli wyjedzie, to co to zmieni? To się puści list gończy i do widzenia.*

* skrót materiału

Reporter: Rafał Zalewski

rzalewski@polsat.com.pl