Niemcy: polowanie na polskie dziecko

Horror polskiej rodziny w Berlinie. Jugendamt, czyli niemiecki urząd ds. dzieci już dwa razy wtargnął do domu państwa Kubiaków i bez żadnych wyjaśnień zabrał im córkę! Wystarczył donos sąsiada o ich rzekomym alkoholizmie. Kubiaków oczyściły z zarzutów dopiero specjalistyczne badania. Odzyskali dziecko. Każdego dnia drżą jednak, że sytuacja się powtórzy.

- W zeszłym roku Jugendamt zabrał w Niemczech 40 tysięcy dzieci. Nie wierzę, że 40 tysięcy rodzicow było patologicznych. Jakiś procent tak, ale nie taka liczba! Tu chodzi o to, żeby zarabiać na tym pieniądze – uważa Marcin Gall z Międzynarodowego Stowarzyszenia Przeciw Dyskryminacji Dzieci w Niemczech.

Jacek Kubiak mieszka w Niemczech od ponad 20 lat. Kiedyś prowadził tu firmę zajmującą się remontami mieszkań. Kilka lat temu pojechał do Słubic i tam spotkał swoją żonę – Renatę.

- Myśmy się już znali wcześniej. Przyjechała do mnie, zobaczyła jak mieszkam i tak się zaczęło. Po jakimś czasie pobraliśmy sie, mamy córkę Angelikę – opowiada pan Jacek.

Wszystko układało się dobrze do listopada 2012 roku. Wtedy w życie polskiej rodziny wkroczył niemiecki urząd do spraw dzieci. Urzędnicy Jugendamtu zapukali do drzwi mieszkania Kubiaków i bez pokazania jakiegokolwiek dokumentu zabrali niespełna dwuletnią wówczas Angelikę do rodziny zastępczej. Powodem był donos.

- Jakiś anonim, że jesteśmy alkoholikami i w ogóle. A my wypijemu lampkę szampana na urodziny i wszystko – opowiada Renata Kubiak, matka Angeliki.

- Oni byli przygotowani. Najpierw był donos, potem Jugendamt zapewnił dziecku miejsce w rodzinie zastępczej, na co jest potrzebny czas, a potem zorganizowali policję, komornika i razem weszli do mieszkania – mówi Marcin Gall z Międzynarodowego Stowarzyszenia Przeciw Dyskryminacji Dzieci w Niemczech.

- Dziecko chodzi do przedszkola, co miesiąc na szczepienia do lekarza, więc jeśli by rodzice zaniedbywali dziecko, to od razu byłby informowany Jugendamt. A tutaj była bardzo dobra opieka rodziców – dodaje Artur Jan Sitko z Polskiego Narodowego Kościoła Katolickiego w Niemczech.

Na pierwszej rozprawie niemiecki sąd uniewinnił Kubiaków. Po miesiącu Angelika wróciła do domu. Ale spokój polskiej rodziny nie trwał długo. 4 lipca 2013 roku sytuacja się powtórzyła. Urzędnicy Jugendamtu nad ranem sami otworzyli drzwi do mieszkania Kubiaków.

- Sami otworzyli sobie drzwi, a ta pani od razu weszła do dużego pokoju. Akurat się ubierałam, a ona przy mnie stała i się patrzyła. Z szafek ciuchy powyciągała i zabrała dziecko. Wszystko nie trwało nawet 5 minut. Nie zdążyłam nawet się pożegnać z dzieckiem – opowiada pani Renata.

- Normalnie mi dziecko ukradli z łóżeczka! Zacząłem płakać, nie wiedziałem, co ze sobą zrobić, żona też zaczęła płakać. Ten, co tego nie przeżył, nie jest w stanie zrozumieć. W sądzie powiedziałem, że trzeci raz tego nie będzie. Jak przyjdą, to ich pozabijam. Pójdę na 25 lat do więzienia, ale nikt mi córki więcej nie zabierze – mówi pan Jacek, ojciec Angeliki.

Dopiero po kilku dniach Kubiakowie dowiedzieli się, dlaczego zabrano im Angelikę. Niemiecki urząd do spraw dzieci, ponownie na podstawie donosu sąsiedzkiego, oskarżył ich o alkoholizm.

To fragment pisma z Jugendamtu do niemieckiego sądu:

„Otrzymaliśmy informację od sąsiada, że każdorazowo z początkiem miesiąca rodzice piją, a dziecko wielokrotnie zostaje samo. Sytuacja Angeliki nie może być sprawdzona. Nie jesteśmy w stanie stwierdzić, czy dochodzi do sytuacji zagrażających dziecku i dziecko tym samym jest w niebezpieczeństwie. Na podstawie aktualnych doniesień, w ramach ochrony dziecka, koniecznym jest uzyskać możliwość wstępu do mieszkania przez Jugendamt i zobaczenie dziecka.”

Udało nam się porozmawiać z sąsiadem państwa Kubiaków. Mężczyzna podtrzymuje zarzuty wobec polskiej rodziny.

- Moja żona twierdzi, że oni piją i że czuć było od nich alkohol. Rozmowa w ich domu była tak głośna, że to przypominało krzyki. Oni się kłócili, często – powiedział nam niemiecki sąsiad państwa Kubiaków.

- Odkąd się ożeniłem i mamy dziecko, spożywam alkohol trzy razy w roku: na moje urodziny, żony urodziny i w sylwestra – mówi pan Jacek.

- Odkąd się tu wprowadziliśmy, to nie odzywają się do nas. Nie wiem czemu. Chyba przez to, że dzieci nie mają, im przeszkadza, że na rowerku jeżdzi, na organkach gra – dodaje pani Renata.

Kubiakowie nie wiedzieli, gdzie przebywa ich córka. Jak się okazało, dziewczynka została zabrana do domu dziecka. Pan Jacek niedługo po zabraniu Angeliki przeszedł zawał.

- Lekarz napisał, że ta sytuacja miała  bezpośredni wpływ na to, że dostałem zawału serca. To był straszny stres, straszne przeżycie. Nie można było spać, papieros za papierosem i kawa za kawą. Córkę zobaczyliśmy po prawie trzech tygodniach. Dziecko nas nie poznało – rozpacza pan Jacek.

Kubiakowie zaczęli walczyć przed sądem o odzyskanie córki. Przeszli szereg specjalistycznych badań, które miały stwierdzić, czy są uzależnieni od alkoholu.

- W badaniach wyszło, że pani Kubiak w ogóle nie pije, a pan Kubiak jest sporadycznie pijący, czyli „od święta“ – mówi Marcin Gall z Międzynarodowego Stowarzyszenia Przeciw Dyskryminacji Dzieci w Niemczech.

To fragment pisma od lekarza sądowego:

„Przeprowadzone 08.11.2013 r. pobrania krwi państwa Kubiak potwierdzają ich wcześniejsze stwierdzenia. Badania krwi nie wykazały zwiększonego spożycia alkoholu w ostatnich 3 miesiącach. Twierdzenia przedstawione przez państwa Kubiak z medycznego punktu widzenia są wiarygodne.”

Niemiecki sąd ponownie uniewinnił Kubiaków ze wszystkich stawianych im przez Jugendamt zarzutów. Po dwóch miesiącach od zabrania, Angelika wrociła do domu.

- Cieszyła się ,od razu poznała dom, zaczęłą się bawić swoimi zabawkami. Nie wiedziała, co ma pierwsze łapać – opowiada pan Jacek. 

- Budziła się w nocy i sprawdzała, czy jesteśmy obok niej – mówi pani Renata.

Chcieliśmy porozmawiać z urzędnikami niemieckiego Jugendamtu, który zabrał corkę państwu Kubiakom. Niestety, nikt nie chciał udzielić nam informacji na temat tej bulwersującej sprawy.

Mimo że sąd przyznał rację Kubiakom i nakazał powrot małej Angeliki do domu, polska rodzina nie może spać spokojnie. Dalej pozostaje pod kontrolą urzędu do spraw dzieci.

- Warto zaznaczyć, że do dzisiaj ta rodzina ma Familiehilfe, czyli pomoc, kontrolę urzędników. Choć sąd ma pełne zaufanie do rodziców, oddał im prawa rodzicielskie, to tak urząd wysyła panią do kontoli rodziny – opowiada Marcin Gall z Międzynarodowego Stowarzyszenia Przeciw Dyskryminacji Dzieci w Niemczech.

- Mam obawy, że zabiorą mi ją z przedszkola, że znowu im nie będzie coś pasować. Po tym wszystkim nie wiem, czy będę tu mieszkać, wątpię. Chcę wracać do Polski – mówi pani Renata.

Państwo Kubiakowie nie mogą zapomnieć o tym, co się stało. Postanowili domagać się od urzędników Jugendamtu odszkodowania za bezprawne porwanie dziecka.

Mamy do tego podstawę prawną, wyrok Trybunału Konstytucyjnego, który orzekł w przeszłości, że rodzina niemiecka dostała 10 tysięcy euro, zwrot kosztów postępowania i 1000 euro za każy dzień uprowadzenia dziecka – informuje Marcin Gall z Międzynarodowego Stowarzyszenia Przeciw Dyskryminacji Dzieci w Niemczech.

- Ja w sądzie powiedziałem, że trzeci raz tego nie będzie. Nie pozwolę, żeby ktoś krzywdził moją rodzinę – mówi pan Jacek.*

* skrót materiału

Reporterka: Paulina Bąk

pbak@polsat.com.pl