Oddał majątek za opiekę…

Mężczyzna po udarze mózgu koczuje w obskurnej przybudówce, bez prądu i wody! Zdany jest tylko na siebie. Pan Henryk miał kiedyś ciepły dom i zadbane gospodarstwo, ale przepisał wszystko swojej bratanicy. Ta doprowadziła gospodarstwo do ruiny. W zamian za darowiznę, kobieta powinna opiekować się wujkiem. „Przechodzi obok i udaje, że mnie nie ma” – mówi pan Henryk.

- Jak zachorowałem, to tak jakby mnie nie było. Wcześniej nie potrzebowałem opieki wcale, jeszcze ja jej pomagałem. A teraz przechodzi obok i udaje, że mnie nie ma – opowiada pan Henryk.

61-letni pan Henryk z Wielowsi niedaleko Inowrocławia jest samotnym człowiekiem.  Po śmierci rodziców stał się jedynym właścicielem rodzinnego domu wraz zabudowaniami gospodarczymi. Chciał pomóc swojej 26-letniej bratanicy i w 2000 roku przepisał jej aktem notarialnym całe gospodarstwo. Jego dramat zaczął się 2 lata temu, kiedy dostał udaru mózgu.

- Bratanica płakała, że nie ma gdzie mieszkać. Parę lat chodziła po różnych mieszkaniach. W końcu  podarowałem jej to. W akcie notarialnym jest napisane: w starości, w chorobie będzie się opiekować – mówi pan Henryk.

- On to wszystko przepisał jej za darmo. Miała się nim opiekować. Teraz podupadł na zdrowiu i co ma biedak zrobić? Tu było wszystko, te budynki wyglądały „cacy”. Trawniki wykoszone, kwiaty, klomby rosły, a dzisiaj…Pani popatrzy na te dachy, na to wszystko. Przecież to wszystko było! To jej dzieci, gdzie kawałek żelastwa, to wyciągali – mówi sąsiad pana Henryka.

Niestety, życie pod wspólnym dachem z bratanicą już po krótkim czasie okazało się nieznośne. Kobieta w ogóle nie dbała o gospodarstwo. Popadało w coraz większą ruinę.

- To jest kobieta, która miała czworo dzieci. Trafiły one do Orłowa do domu dziecka. Teraz jest w ciąży z piątym. Nie chcę źle mówić, ale to jest patologia i alkoholizm – mówi jedna z sąsiadek.

- Dzieciaki wzięli, bo głodowały. Niechowane i głodne. Ona więcej piła, niż… Chleba nie kupiła, a piwo musiała mieć – twierdzi pan Henryk i dodaje: - Okna powyrywali, bo żeliwne były. Na złom zaraz wynosili, bo pić i palić się chciało. Posprzedawali okna, drzwi, wszystko powyrywali. Teraz meble dziabią, bo nie mają opału. Tutaj jej nie ma. U matki siedzi albo u koleżanki.

Rozmowa z matką bratanicy pana Henryka:

Matka bratanicy: Nie ma córki.
Reporterka: A gdzie mogę ją znaleźć?
Matka: Nie wiem.
Reporterka: Pani córka ma wszystko przepisane w zamian za opiekę nad wujkiem.
Matka: No, wiem. Jaką opiekę?
Reporterka: Jest po udarze i wie pani, że sobie nie radzi.
Matka: Słucha pani: ja wiem, że jest po udarze i niech mi pani, za przeproszeniem, nie p..., bo tyle lat miał opiekę.

Schorowany pan Henryk od 2 lat mieszka w przybudówce. Nie ma światła, bo bratanica nie płaciła rachunków za prąd. Kobieta w ogóle nie interesuje się losem schorowanego wujka.

- Wcześniej pan Henryk sobie radził, pracował dorywczo. Od momentu udaru, kiedy już tej pomocy potrzebował, a bratanica nie świadczyła jej, zaproponowaliśmy mu nasze usługi. Mimo, że ma ten akt darowizny i opiekę, to nie widzę możliwości funkcjonowania w takich warunkach.Jeśli tylko wyrazi zgodę, to umieścimy go w domu pomocy społecznej – informuje Elżbieta Zajonz z Miejsko-Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Gniewkowie.

- Ja jej dałem cały budynek w darowiźnie. Zostawiłem sobie osobne wejście, pokój i kuchnię. A jak byłem w szpitalu, to zamurowali drzwi i mnie nie wpuścili. Teraz nic nie pomoże! Przecież nie będę się prosił: przynieś mi wody, przynieś mi coś. Starość to każdy sobie jakoś wyobraża, ale wyobrażać sobie takiej, jak teraz, tutaj, to nie – podsumowuje pan Henryk.*

* skrót materiału

Reporterka: Małgorzata Frydrych

mfrydrych@polsat.com.pl