'Dzień dobry, ciociu…"
Pani Lidia pożyczyła w bankach 22 000 zł i przekazem pocztowym wysłała je oszustowi. Mężczyzna przez telefon podszywał się pod jej bratanka. Gdyby nie przytomność jednej z pracownic banku, kobieta straciłaby więcej. Udało nam się dotrzeć do osoby, która odebrała pieniądze pani Lidii z poczty…
- Jakiś gnojarz oszukuje ludzi. Wypłaciłam w dwóch bankach 22 tysiące złotych, teraz muszę zwrócić ponad 40 tysięcy. Zostałam bez środków do życia – mówi pani Lidia.
70-letnia Lidia Kalita z Pustkowa koło Dębicy 20 sierpnia odebrała telefon od osoby, która przedstawiła się jako jej bratanek, na co dzień mieszkający w Niemczech. Mężczyzna poinformował kobietę, że właśnie znajduje się u notariusza i okazyjnie kupuje mieszkanie. Poprosił o pilną pożyczkę, bo zabrakło mu pieniędzy do sfinalizowania transakcji.
- Zadzwonił telefon: a dzień dobry, ciociu, nie poznajesz mnie? Krzysiek mówi. Dzwoniłem do rodziców, nikogo nie ma. Mama w szpitalu jest, a mieszkanie trzeba wykupić, dziś do godziny 17 i muszę wpłacić – opowiada pani Lidia.
Kobieta za namową mężczyzny poszła do banku i pożyczyła 6 tysięcy złotych. Następnie pieniądze przesłała pocztowym przekazem na nazwisko Katarzyny E., która miała być asystentką notariusza w Niemczech. Kiedy pieniądze zostały odebrane, mężczyzna, który znał szczegóły z życia pani Lidii, ponownie zatelefonował do niej i poprosił jeszcze o 16 tysięcy złotych. Kobieta spełniła prośbę.
- Bardzo przeżywam. Tak mnie na litość wzięli, tak płakał, tak przysięgał, mówił, że się powiesi, jak mu nie pomogę – opowiada pani Lidia.
Kiedy 22 tysięcy złotych było już w rękach oszustów, mężczyzna podający się za bratanka zatelefonował kolejny raz prosząc jeszcze o dodatkowe pięć tysięcy złotych. Poinstruował panią Lidię, żeby poszła tym razem do osiedlowego banku. Tam jednak pracownica banku była czujna.
- Ta pani podejrzewała, że ktoś mnie naciąga. Powiedziała, że nie wypłaci mi pieniędzy, bo to oszustwo. Wyszłam z banku i zadzwoniłam do bratanka do Niemiec, a on mówi, że mnie oszukali, żebym poszła na policję – opowiada pani Lidia.
- Nasze ustalenia są takie, że połączenia wykonywane były z Polski, ale z telefonów zarejestrowanych u zagranicznych operatorów – informuje Paweł Międlar z Komendy Wojewódzkiej Policji w Rzeszowie.
Okazuje się, że Katarzyna E., która odebrała pieniądze od pani Lidii, w rzeczywistości ma 22 lata i mieszka w oddalonym o ponad 700 kilometrów od Pustkowa – Władysławowie. Dotarliśmy do niej.
Katarzyna E.: Ja nic na to nie mogę poradzić.
Reporter: Może warto byłoby oddać pieniądze tej kobiecie, zachować się honorowo?
Katarzyna E.: Gdybym je miała lub gdybym wzięła, to bym oddała. Ja ich nie wzięłam.
- Żebym ja nie miała na lekarstwa, ale zima idzie, a ja nie mam grama węgla! I nie mam za co go kupić. Uważam, że ona jest winna. Wzięła te pieniądze razem z tym, 26-letnim chłopakiem. Jak nie ma pieniędzy, to niech idzie do pracy – mówi pani Lidia.
Katarzyna E. twierdzi, że to mieszkający w Gdyni znajomy jej chłopaka prosił ją, aby odebrała pieniądze. Przesłuchany przez policję znajomy zaprzecza. Twierdzi, że jedynie podwiózł Katarzynę E. i jej chłopaka do dwóch urzędów pocztowych. I że to Katarzyna E. zabrała wszystkie pieniądze.
- Przekazałam je tej osobie, ja nic z tego nie miałam, jedynie 300 złotych za to, że odebrałam te pieniądze – powiedziała Katarzyna E.
- Nie przedstawiliśmy nikomu zarzutów. Przesłuchaliśmy kilka osób, potencjalnych sprawców. Te osoby doskonale znały topografię Dębicy. Potrafiły panią pokierować, wiedziały gdzie jest bank. Można się domyśleć, że współpracowała z nimi miejscowa osoba – mówi Jacek Żak, szef Prokuratury Rejonowej w Dębicy.
Śledczy twierdzą, że w prowadzonym postępowaniu bardzo istotne jest przesłuchanie Radosława Sz. - konkubenta Katarzyny E. Do tej pory nie było to możliwe. Dlaczego? Bo według ustaleń pomorskiej policji mężczyzna ma przebywać od kilku miesięcy w Norwegii. My spotkaliśmy go… w Rumi koło Wejherowa. Mężczyzna cały czas jest w kraju i twierdzi, że nikt nawet do niego nie telefonował w tej sprawie.
Reporter: Prokuratura chce pana przesłuchać. Mówi, że jest pan w Norwegii. Wie pan, że szukają pana?
Radosław Sz.: konkubent Katarzyny E.: Nie, skąd mam wiedzieć? Nic nie wiem.
Reporter: Czy teraz pan się zgłosi na policję?
Radosław Sz.: Tak, raczej tak.
- Muszę spłacać raty, 700 złotych miesięcznie. Wegetuję. To jest nie do pomyślenia. Trzeba ukrócić takie oszustwo na starych ludziach – podsumowuje pani Lidia.*
* skrót materiału
Reporter: Artur Borzęcki