Wygrał w sądzie, prądu dalej nie ma

Zadarł z Energą, został bez prądu. Rolnik ze wsi Mazów koło Słupska nie zapłacił absurdalnie wysokiego rachunku za prąd, bo podejrzewał, że zepsuł się jego licznik energii. Firma odcięła prąd, przez co upadło gospodarstwo pana Jerzego. Mężczyzna oddał sprawę do sadu i wygrał. Dziś dalej jednak nie ma prądu. „Pokazano mi, gdzie jest moje miejsce” - komentuje pan Jerzy.

58-letni Jerzy Ostrowski wraz z żoną prowadził gospodarstwo. Hodował świnie, krowy, cielaki. Dziś w budynkach dawnej chlewni świeci pustkami, wszystko pokryte jest kurzem i pajęczynami. Początek końca gospodarstwa pana Jerzego miał miejsce wiosną 2007 roku. Podczas kontroli okazało się, że stan licznika energii jest zdecydowanie wyższy od prognozy na rachunku. Rozbieżność była kolosalna.

- Na liczniku zużycie prądu wyszło dużo większe. Ten licznik mamy od 1994 roku, to on już trochę był. Przyszła faktura do zapłacenia na ponad 8 tys. zł! Później dowiedziałem się, że skoro zdjęto licznik, to on powinien przejść przez badania techniczne. Niestety, tego nie zrobili. Odpisali mi, że licznik został zezłomowany – mówi pan Jerzy.

Rolnik nie zapłacił zawyżonego rachunku. Mimo sporu, Energa podjęła drastyczne kroki -  rozwiązała umowę i odcięła prąd. Przyszła zima. By zwierzęta nie padły, Jerzy Ostrowski zaczął je wyprzedawać. Prężna hodowla upadła. Dzisiaj rolnik ma kury nioski i perliczki, z tego się utrzymuje.

- Bez prądu gospodarstwo, tak jak zakład pracy, nie istnieje. Nic nie funkcjonuje wtedy.
Szkoda było zwłaszcza tych małych zwierząt, bo one w pierwszych godzinach życia potrzebują dogrzania. Niestety, tego nie było i padały – opowiada pan Jerzy.

- Aby uzyskać te opłaty, nasza firma założyła sprawę w sądzie. Tę sprawę przegrała w 2010 roku – informuje Alina Geniusz-Siuchnińska, rzecznik firmy Energa-Operator SA.

- Licznik był wadliwy, tak stwierdziła sędzia w uzasadnieniu. Wadliwość licznika dyskwalifikowała możliwość sprawdzenia ile energii zostało pobranej i logicznym było to, że sąd oddalił to powództwo - komentuje Klaudia Łozyk, prezes Sądu Rejonowego w Słupsku.

Jerzy Ostrowski wygrał sprawę, wyrok był prawomocny. Mężczyzna wystąpił do Energi o ponowne przyłączenie prądy. Ta jednak – mimo wyroku sądu - nadal domagała się nie tylko zapłaty za rachunek, ale także zwrotu za jej adwokata.

- Próbę dochodzenia należności, która się zupełnie nie należy, można uznać za próbę wyłudzenia. W tym przypadku straty są zdecydowanie wyższe, niż utracona energia elektryczna. Pan, któremu zdjęto licznik, ma bardzo duże szanse na wygranie procesu odszkodowawczego – twierdzi dr Jarosław Świeczkowski z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego.

- Nie wiedziałam o tym, że takie były skutki. To ogromnie przykra sytuacja dla wszystkich. Doszło do nieporozumienia, skutki są fatalne, dzisiaj wypada jedynie przeprosić – powiedziała nam Alina Geniusz-Siuchnińska, rzecznik firmy Energa-Operator SA.

30 metrów od chlewni, na gruncie Jerzego Ostrowskiego, stoi transformator należący do Energi. Firma nie ma przysądzonej służebności przesyłu, bo przez lata nawet się o nią nie postarała. Nie zapłaciła też nigdy żadnego odszkodowania. Mimo to użytkuje teren rolnika jak własny.

- Nasza firma złożyła wniosek o ustanowienie służebności przesyłu, z uwagi na to, że nasza infrastruktura jest tam już bardzo długo – informuje Alina Geniusz-Siuchnińska, rzecznik firmy Energa-Operator SA.

- Prądu dalej nie ma. Czy to złośliwość ludzka? Postawienie się ponad wszystkim? Takie są wyobrażenia. Pokazano mi, gdzie jest moje miejsce – podsumowuje pan Jerzy.*

* skrót materiału

Reporterka: Małgorzata Pietkiewicz

mpietkiewicz@polsat.com.pl