Płacą za darmowe jedzenie

Z naszą redakcją skontaktował się pan Artur z Sosnowca. Dotarły do niego sygnały, że ubodzy muszą płacić za jedzenie, które powinno być za dramo, są pobierane opłaty. Jak okazało się jedzenie wydawane jest przez małżeństwo z Sosnowca.

 -  Dopóki człowiek nie wrzucił złotówki, to odmówili człowiekowi jedzenia – mówi pan Andrzej, który płacił za jedzenie.

-  Widziałem nieraz jak do puszki wrzucają złotówkę, a jak nie wrzucą to mają nie przychodzić. A słyszałem, że to jest darmowe i ludzie mają przychodzić, żeby  uzyskać pomoc, a nie brać z tego pieniądze - mówi pan Piotr, który płacił za jedzenie.

O tej bulwersującej sprawie dowiedzieliśmy się od pana Artura z Sosnowca. Jest prywatnym przedsiębiorcą i stara się pomagać biednym ludziom. To właśnie oni poinformowali go o tym,  co dzieje się wieczorami na ulicy Floriańskiej.


- Moi znajomi  powiedzieli mi  o tym incydencie  i co tam się dzieje, że za pieniądze jest jedzenie wydawane. Zbulwersowała mnie ta sytuacja i postanowiłem iść tam na miejsce i sprawdzić, jak to wygląda. Wmieszałem się w ten tłum, stanąłem w kolejce.

Przyjechało dwoje ludzi starszych, był to mężczyzna i kobieta. Otworzyli bagażnik i zaczęli wydawać żywność – mówi pan Artur.
- Kobieta chodzi z puszką, a czasami przy aucie stoi  i od razu trzeba wrzucić pieniądze, bo jak się nie wrzuci to do wiedzenia - mówi pan Michał, który płacił za jedzenie.


- Ukryliśmy  auto między dwoma  drzewami, kamera była  zamontowana w aucie. Obserwujemy jak   ludzie tutaj podchodzą, ustawiają się w kolejce. Oczekują na przyjazd tych ludzi, którzy tą żywność przywożą. Wśród tych osób jest dwóch moich ludzi podstawionych. Ustaliłem, że osoby, które wydają żywność są małżeństwem. Ten proceder trwa od około 2 lat. Oni się przemieszczają w różne miejsca, tak żeby na stałe nie stać w jednym miejscu – mówi pan Artur.


My również postanowiliśmy nagrać wieczorne wydawanie jedzenia. Długo czekaliśmy, aż w końcu podjedzie samochód. Okazało się, że w tym dniu miejsce zostało zmienione.


Pojechaliśmy pod blok, w którym mieszka małżeństwo.  Stał ich samochód z wyładowanym już towarem. Z opakowań po jedzeniu dowiedzieliśmy się skąd pobierają pieczywo i ciastka. Następnego dnia pojechaliśmy do piekarń zapytać, czy dostają to jedzenie za darmo.


- On przyjeżdża sam samochodem i  zabiera ludziom, jakimś tam, którzy potrzebują pomocy – mówi właściciel jednej z piekarni. To jest darowizna - mówi właściciel piekarni.


Chcieliśmy porozmawiać z  państwem K . Niestety  nie chcieli wypowiedzieć się do kamery.


Andrzej K. : Nie będę z panią rozmawiał na ten temat.


Reporter: Ale dlaczego?

Andrzej K.:  Dlatego, że nie! Żyjemy w demokratycznym kraju, w   którym mogę odmówić rozmowy z panią.


- Nie  mają  żadnych skrupułów. Jakby mieli jakiekolwiek skrupuły na pewno nie byłoby dzisiaj  programu na temat tych ludzi – mówi pan Artur.  *

*skrót reportażu

Reporterka: Małgorzata Frydrych

mfrydrych@polsat.com.pl