Zaufał oszustowi – mieszka w noclegowni

Pan Janusz tracił wzrok, dlatego postanowił sprzedać swoje gospodarstwo. Oszukał go pośrednik nieruchomości. Schorowany mężczyzna oddał mu warte 300 tys. zł gospodarstwo za… 7 tys. zł! Dziś pan Janusz mieszka w noclegowni.

- Mnie najbardziej serce boli, że on nie oszukał normalnego, bogatego człowieka, tylko kalekę i ślepca – mówi Janusz Nachowiak. 58-letni mężczyzna ze wsi Krzemień od prawie 30 lat prowadził gospodarstwo rolne, a później agroturystyczne. Do 2008 roku. Problemy mężczyzny zaczęły się, gdy zaczął tracić wzrok.

- W 1981 roku wziąłem gospodarstwo z Państwowego Funduszu Ziem. Dom mieszkalny nie przedstawiał żadnej wartości, w podobnym stanie były także budynki inwentarskie. W niedługim czasie zacząłem stawiać budynek mieszkalny. Postawiłem go sam od podstaw, bez pomocnika. Włożyłem w to 10-letnią, ciężką pracę – opowiada pan Janusz.

Słaby wzrok zmusił pana Janusza do sprzedania domu. Na przystanku autobusowym w Krzemieniu, w 2002 roku, mężczyzna znalazł ogłoszenie od pośrednika nieruchomości Ryszarda L.

- Trafiłem na pośrednika-oszusta. Zaproponował mi zaliczkę na sprzedaż budynku, a się okazało, że podpisałem pożyczkę hipoteczną. Ja w tamtym czasie już nie widziałem na prawe oko, na drugie oko byłem niedowidzącym. Nie byłem w stanie przeczytać, co podpisuję. Po prostu uwierzyłem w jego słowa – twierdzi pan Janusz. 

- Ten człowiek mu wmówił, że to mieszkanie trzeba troszeczkę podremontować i wtedy on je kupi. Pan Janusz powiedział, że nie ma pieniędzy, więc pośrednik zaoferował pożyczę. Pan Janusz podpisał jakby weksel – dodaje Mirosław Kwiatkowski, dziennikarz Kuriera Szczecińskiego.

7 tysięcy złotych zaliczki okazało się pożyczką pod zastaw nieruchomości. Pan Janusz twierdzi, że akt notarialny nie został mu odczytany, a sam nie widział, co podpisuje.  Pojechaliśmy z panem Januszem do notariusza.

Reporterka: Pan Janusz nie wiedział co podpisuje.  Przez ten akt notarialny, stracił swój dom i jest w ośrodku dla bezdomnych.
Notariusz: Rozumiem.
Reporterka: Pani notariusz, on to u pani podpisywał. Pan Janusz twierdzi, że pani nie przeczytała mu tego aktu notarialnego przy panu Ryszardzie L.
Notariusz: Ja nie będę z panią na ten temat rozmawiała, bo jak mówię, to jest niemożliwe.
Reporterka: Ale jak to jest niemożliwe? To jak ten pan mógł tego nie usłyszeć?
Notariusz: Nie wiem. Ja mówię, że to jest niemożliwe. To jest państwa wersja.
Reporterka: Nie zdarza się pani, żeby nie odczytać aktu?
Notariusz: No, chyba pani żartuje.

- Kiedy byliśmy u notariusza, to ten pośrednik wyhamował notariusza, bo notariusz chciał mi to przeczytać, ale on powiedział w ten sposób: „ja nie mam czasu, ja jestem spóźniony, bo następny klient czeka na mnie”. Po prostu mu zaufałem. Nie widziałem, co podpisuję – twierdzi pan Janusz.

Mężczyzna próbował zablokować wpisy do księgi wieczystej, jednak bezskutecznie. W 2008 roku stracił całe gospodarstwo i wzrok. Pan Janusz trafił do ośrodka dla bezdomnych w Szczecinie.

Biuro pośrednika nieruchomości Ryszarda L. dziś już nie istnieje. Mężczyzna jest właścicielem kilku innych firm. Próbowaliśmy spotkać się z przedsiębiorcą. Okazało się, że dziś sam ma poważne problemy zdrowotne. Jego partnerka oznajmiła, że nie zgodził się na rozmowę z nami.

Pan Janusz stara się nie załamywać. Jego sprawa  jeszcze się nie przedawniła, mężczyzna może dochodzić zwrotu pieniędzy przed upływem 15 lat. Dochodzeniem zajmie się prokuratura w Stargardzie Szczecińskim.

- Nie poddaję się, dalej jakoś funkcjonuję. W życiu jest różnie. Niekiedy człowiek musi być twardszy od żelaza, ponieważ życie jest piękne, chociaż niekiedy okrutne – mówi pan Janusz.*

* skrót materiału

Reporterka: Klaudia Szumielewicz

kszumielewicz@polsat.com.pl