Kierował po narkotykach. Zabił dwie osoby

Hokeista KTH Krynica potrącił śmiertelnie na przejściu dla pieszych dwie osoby. Marek B. kierował pod wpływem narkotyków, a w momencie wypadku rozmawiał przez telefon. Jedną z jego ofiar była 57-letnia Ewa Cieślak. Od wypadku minął ponad rok. Mimo ewidentnych dowodów winy, hokeista wciąż nie usłyszał wyroku. Bez tego rodzina pani Ewy nie dostanie odszkodowania.

- Osoba, która zabiła moją mamę, była po narkotykach i nic sobie z tego nie robi. Zabiła, jakby przejechała żabę na ulicy – mówi Grzegorz Cieślak, syn pani Ewy.

57-letnia Ewa Cieślak w październiku 2013 roku wyjechała na urlop do Krynicy-Zdroju. 21 października schodzącą z przejścia dla pieszych kobietę potrącił samochód. 72-letni mężczyzna, który również był na przejściu, zginął na miejscu. Pani Ewa w ciężkim stanie trafiła do szpitala.

- Na drugi dzień, od razu, pojechałem z tatą do Krynicy, do szpitala. Mama leżała już pod aparaturą, nieprzytomna. Lekarze mówili, że jest na razie nadzieja, że mama będzie żyła, że wszystko będzie dobrze. Okazało się inaczej – opowiada Grzegorz Cieślak, syn pani Ewy.

Pani Ewa od dnia wypadku przez 9 miesięcy była w szpitalu. Większość czasu kobieta była w śpiączce. 30 czerwca 2014 roku zmarła.

- Złamana ręka, obojczyk, połamana miednica, ale kręgosłup był w porządku. Żona więcej była nieprzytomna, niż przytomna. Lekarze nie mówili o obrażeniach wewnętrznych, że odpryski miednicy były w jelitach – opowiada Zbigniew Cieślak, mąż pani Ewy.

- Brakuje mi jej strasznie. Jej głosu, uśmiechu, rad, tego że była, że mogłem do niej zadzwonić, powiedzieć, że ją kocham. Tego już nie zrobię. Mogę pójść na cmentarz zapalić świeczkę i tyle – dodaje Grzegorz Cieślak, syn pani Ewy.

Opinia biegłych dotycząca Marka B., hokeisty zespołu KTH Krynica, który spowodował wypadek jest miażdżąca. 22-letni kierowca nie ustąpił pieszym pierwszeństwa, rozmawiał przez telefon i prowadził pod wpływem narkotyków, co potwierdził Zakład Toksykologii Sądowej w Krakowie. Mimo to Marek B. nie został nawet aresztowany i z powodzeniem rozwija karierę hokeisty.

- To mnie osobiście dotknęło, mnie to boli i nie chciałbym o tym rozmawiać, póki sprawa nie jest wyjaśniona. Ciężko mi o tym rozmawiać – mówi Marek B., sprawca wypadku.
Reporterka: A ma pan wyrzuty sumienia?
Marek B.: A pani by nie miała?
Reporterka: Bo rodzina miała żal, że nie zainteresował się pan, nawet do szpitala pan nie przyszedł do tej kobiety.
Marek B.: Ale mnie nic nie było wiadomo. Mnie izolowano od każdej informacji. Ja nic na ten temat nie wiedziałem, naprawdę. Ja chciałem, jestem osobą bardzo wierzącą, modlę się w tym miejscu. Jak pani dobrze widziała, wbiłem tam krzyżyk, zawsze palę znicz tego miesiąca. To mnie bardzo dotknęło.

Mąż i syn pani Ewy wystąpili do Towarzystwa Ubezpieczeń i Reasekuracji Warta SA o odszkodowanie z powodu wypadku. Do dnia dzisiejszego nie otrzymali nic. Sprawę o odszkodowanie prowadzi Europejskie Centrum Pomocy Poszkodowanym.

- Sprawa jest ewidentna. Pani Cieślak jest stuprocentową ofiarą wypadku, więc nie ma powodu, dla którego nie mogłaby otrzymać świadczeń. Suma roszczeń, które wystosowaliśmy do towarzystwa wynosi około 1,2 mln. zł. Z tego co wiem, rodzina drugiej ofiary też nie otrzymała żadnych świadczeń – informuje Andrzej Kesling z Europejskiego Centrum Pomocy Poszkodowanym.

To fragment pisma z Warty:

„Ze względu na tajemnicę ubezpieczeniową, nie możemy udzielać szczegółowych informacji dotyczących szkody. Prosimy o zwrócenie się bezpośrednio do osób, które składały roszczenie w tej sprawie.”

- Z zasady odmawiają wypłaty odszkodowań lub stanowczo je zaniżają. Obecnie zauważamy taką sytuację, w której wypłata stanowi 10 procent wartości zgłoszonej szkody – mówi Beata Karwacka z Polskiej Izby Odszkodowań.

Towarzystwo Ubezpieczeń i Reasekuracji Warta, mimo śmierci dwóch osób, jednoznacznej opinii biegłego i badań toksykologicznych, odwleka wypłatę odszkodowania. Warta i rodzina pani Ewy czekają na wyrok Sądu Rejonowego w Muszynie.

- Tam nie ma człowieka, tam są liczby. Jeżeli z liczb, z logarytmów wychodzi, że nie musimy jeszcze płacić, bo nie mamy wyroku w sprawie karnej, to nie płacimy. Nie ma znaczenia, że dowody są ewidentne – komentuje Andrzej Kesling z Europejskiego Centrum Pomocy Poszkodowanym.

- Najgorsza jest ta cisza, że przychodzę do domu i jest cisza. Zawsze słyszałem głos mamy, a teraz jest pustka. Nie ma nikogo – podsumowuje Grzegorz Cieślak, syn pani Ewy.*

* skrót materiału

Reporterka: Klaudia Szumielewicz

kszumielewicz@polsat.com.pl