Fetor, wszędobylski pył i hałas

Fetor, wszędobylski pył i hałas – to codzienność mieszkańców Świerkocina koło Grudziądza. Dzieje się tak za sprawą rekultywacji terenu po dawnej cegielni, którą prowadzi lokalny przedsiębiorca. Polega to na zasypywaniu odpadami gigantycznych wyrobisk. Mieszkańcy szukają pomocy, gdzie tylko się da. Skutek jest mizerny.

- Parapety można jednego dnia myć, a drugiego dnia zebrać warstwę kurzu. Problem w tym, że to zostaje w naszych płucach – mówi Leokadia Rybacka, mieszkanka Świerkocina.

- Spółka spełnia wszelkie określone prawem warunki i my nie mamy podstaw do jej zamknięcia – twierdzi Edmund Korgol, starosta Grudziądza.

Świerkocin to niewielka miejscowość na obrzeżach Grudziądza. Od kilku lat mieszkańcy skarżą się na działalność firmy, która rekultywuje teren po byłej cegielni. Rekultywacja polega na zwożeniu różnego rodzaju odpadów i wypełnianiu nimi wyrobisk. Jak mówią mieszkańcy, towarzyszy temu wiele uciążliwości.

- Największą uciążliwością jest wysypywanie bioodpadów , bo unosi się bardzo nieprzyjemny zapach – opowiada Jacek Zieliński.

- W dni, kiedy w naszą stronę wieje wiatr, nie można wyjść z domu bez maski, bo czuć pył w zębach, oczu nie można otworzyć – mówi Władysław Rybacki.

- Mamy dzieci chore na astmę i domniemamy, że to może z tego wynikać – dodaje Magda Pulchna.

Mieszkańcy wielokrotnie zwracali się z prośbami o pomoc do Urzędu Gminy Grudziądz i Starostwa Powiatowego. To te instytucje są odpowiedzialne za wydawanie pozwoleń na rekultywację terenu.

- Spółka była wielokrotnie kontrolowana i głównych uwag nie było. Były drobne, które nie kwalifikowały do cofnięcia tej działalności – mówi Edmund Korgol, starosta Grudziądza.

- Jest to tzw. spychologia. Wójt mówi, że on tylko opiniował, a starosta mówi, że wydał decyzję na podstawie opinii wójta. Jakby był jakiś sukces, to by się pchali, a tak nie ma winnego – mówi Magda Pulchna, mieszkanka Świerkocina.

Mieszkańcy wielokrotnie skarżyli się też do Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska – jak twierdzą nieskutecznie. Ich zdaniem prowadzone kontrole w firmie pozostawiają wiele do życzenia.
 
- W trakcie kontroli przyjazdy są wzorowe, ale na co dzień tego nie ma! Nikt nie jest w stanie skontrolować, co do tych dziur trafia – mówi Magda Pulchna, mieszkanka Świerkocina.

- Nie zgadzam się z tym absolutnie, że my „przymykamy oko”. Mieszkańcy nie uczestniczą w kontrolach, bo nie mogą. Sprawdzamy skrupulatnie, dokładnie, jedziemy na kontrole również bez zapowiedzi. Robimy pomiary hałasu – zapewnia Zygmunt Modelski z Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska, delegatura w Toruniu.

Odwiedziliśmy właściciela rekultywowanego terenu. Nie chciał z nami rozmawiać. Tego samego dnia na jego teren wjeżdżały ciężarówki z odpadami. Jak mówili nam mieszkańcy, jedyną nadzieją dla nich jest kończący się pod koniec stycznia termin ważności pozwoleń na rekultywację. Liczą, że tym razem przy wydawaniu decyzji urzędnicy wezmą pod uwagę również ich głosy.

- Czujemy się podle, bo nikt się nie liczy z naszym zdaniem. Kim my jesteśmy dla urzędników? My nie mamy tu prawa głosu – podsumowuje Marzena Zamorska, mieszkanka Świerkocina.*

* skrót materiału

Reporter: Leszek Tekielski

ltekielski@polsat.com.pl