Dali dom bez ziemi. Po 64 latach eksmisja!

Pani Zofia dostała nakaz eksmisji z części domu, który jej rodzina zajmowała od 64 lat na mocy tzw. aktu nadania. Przed laty urzędnicy podzielili dom i grunty między dwie rodziny. Zrobili to jednak w taki sposób, że cały dom stoi na ziemi rodziny Z. A ta uważa, że należy jej się cała nieruchomość. Problem rozwiązałoby wpisanie pani Zofii do księgi wieczystej nieruchomości, ale tego urzędnicy też nie zrobili.

- Mam postanowienie sądu o eksmisji, bo po teściach otrzymałam drogą spadkową pół domu, ale bez ziemi – mówi Zofia Kamińska.
Miejscowość Lasy koło Malborka. To właśnie tutaj w 1951 roku teściowie pani Zofii Kamińskiej zostali przesiedleni z Wołynia. Otrzymali od ówczesnej władzy ziemię rolną i pół dwustuletniego, poniemieckiego domu. Drugie pół domu otrzymała rodzina państwa Z.

- Mój teść dostał pół domu bez ziemi. I strona przeciwna też dostała pół domu bez ziemi – opowiada pani Zofia.

Kobieta pokazuje akt nadania połowy domu, jaki jej rodzina otrzymała od ówczesnych władz. W dokumencie jest zapis, że równoznaczny jest on z aktem własności domu, który podlega dziedziczeniu.

Pan Zofia zajmuje połowę domu wraz z dwoma synami. Jeden z nich jest niepełnosprawny. Zarówno jej teściowie, jak i mąż już nie żyją. Kobieta twierdzi, że urzędnicy przed laty podzielili działkę na pół, ale zrobili to niestarannie i cały dom znalazł się na części przyznanej rodzinie Z., a druga połowa gospodarstwa ze stodołą i oborą trafiła do niej.

- Ja myślę, że to błąd urzędniczy, bo to nie zostało do końca dopracowane – mówi pani Zofia. 

- Na dzień dzisiejszy nie wiem, kto jest właścicielem domu. Jest taki galimatias, toczą się postępowania sądowe. Efekt może być różny. Sprawa toczy się o ustalenie właściciela już 10 lat – opowiada Krystyna Szczepanek, geodeta powiatowy starostwa w Sztumie.

Konflikt jest tak duży, że ogródki między sąsiadami dzieli nie tylko ogrodzenie, ale i drut kolczasty. Zadziwiające jest to, że sami urzędnicy, a nawet geodeci mają problem z określeniem, kto jest właścicielem domu. Dlaczego? Bo okazuje się, że nieruchomość nie ma założonej księgi wieczystej.

- Ten bałagan jest od 1962 roku. Z jednej strony dostali nieruchomości i są na to dokumenty, ale to nie zostało zapisane w księgach wieczystych. Błąd – mówi Krystyna Szczepanek, geodeta powiatowy starostwa w Sztumie.

- Urzędnicy, którzy dokonywali podziału nieruchomości, nie przewidzieli, że w przyszłości prawo do własności domu stojącego na jednej działce będzie sobie uzurpował właściciel tej działki – dodaje Paweł Golcew, prawnik.

Zajmująca drugą połowę domu rodzina Z. twierdzi, że zgodnie z prawem dom należy do właściciela działki, na której on stoi. I oddała sprawę do sądu, żądając eksmisji pani Zofii. Ten uznał roszczenia sąsiadów pani Zofii. Kobieta wraz z dziećmi do końca kwietnia musi się wyprowadzić.

- Sąd Rejonowy w Kwidzynie 7 sierpnia wydał wyrok, który nakazał, aby pozwana z synami wydała zajmowaną cześć nieruchomości powodowi, czyli właścicielowi. Ten wyrok jest nieprawomocny, ponieważ pozwana złożyła apelację. Sprawa jest otwarta – informuje Tomasz Adamski z Sądu Okręgowego w Gdańsku.

- Jeżeli przyjdzie nam się wynieść, to na środek podwórza, albo do tej stodoły i obory – mówi pai Zofia.

Sąsiedzi, którzy chcą wyrzucić panią Zofię i jej synów z domu, nie zgodzili się na oficjalną wypowiedź.  W sądzie toczy się też postępowanie o ustalenie ksiąg wieczystych spornej nieruchomości. Zdaniem urzędników i prawników sąd rejonowy, nakazując eksmisję, pospieszył się.

- Dyplomatycznie odpowiem, że przedwczesne jest to, ale nie jest prawomocne. Najbardziej uczciwie byłoby wstrzymać eksmisję do ustalenia kwestii ksiąg wieczystych, wówczas będzie można mówić o właścicielu –uważa Krystyna Szczepanek, geodeta powiatowy starostwa w Sztumie.

- Nie doszło do zniesienia współwłasności, tylko został najprawdopodobniej błędnie orzeczony nakaz eksmisji pani Zofii. Mam nadzieję, że bardzo szybko zostanie skorygowana ta sprawa przez założenie ksiąg wieczystych i odzwierciedlenie treści aktu nadania – mówi Paweł Golcew, prawnik.

- Jesteśmy pełni nadziei. Smutno by mi było, gdybyśmy  musieli wynieść się pod most. To upokarzające. Nikt sobie nie wyobraża, żeby żyć w stodole – podsumowuje Patryk, syn pani Zofii.*

* skrót materiału

Reporter: Artur Borzęcki

aborzecki@polsat.com.pl