Zakaz widywania wnuczek
Skandaliczna decyzja sądu. 2,5-letnia Magda i 4-letnia Aniela trafiły pod opiekę zupełnie obcych ludzi, mimo że rodziną zastępczą chcieli i mogli zostać ich dziadkowie! Dziewczynki są z nimi bardzo zżyte. Mieszkały u dziadków tuż przed odebraniem ich matce. Teraz prawie nie widują rodziny.
Choć oficjalnie Aniela i Magda mieszkały z mamą gdzie indziej, to w domu dziadków w Niegowici koło Wieliczki spędzały większość czasu. Z dziadkami były bardzo zżyte. Dziś po Anieli i Magdzie pozostał pusty pokój. 31 grudnia 2013 roku do drzwi domu dziadków zapukał kurator sądowy z policją.
- Policjanci rzucili się na mnie, zwłaszcza jeden. Rzucili mnie na podłogę, skuli przy dzieciach. Jeden siedział na mnie przez 15 minut, żebym się nie ruszał. Starsza wnuczka rzuciła mi się na szyję, ale nie było mocnych – rozpacza Janusz Opiela, dziadek dziewczynek.
Aniela i Magda zostały zabrane z domu dziadków. Ale zdaniem sądu źle działo się tam, gdzie mieszkały z mamą. Udało nam się porozmawiać z mamą dziewczynek. Kobieta przyznaje, że bywało różnie. Dlatego kilka dni przed zabraniem dzieci, przywiozła je do dziadków.
- Była awantury w domu, gdzie mieszkałam z dziećmi, u mojego męża. Pani kurator ani razu nie przyjechała sprawdzić, gdzie ja z dziećmi mieszkam. Zawiadomiła mnie telefonicznie, że przyjedzie 31.12. 2013 roku - mówi pani Sabina.
- Tam dochodziło do kłótni, do bójek, do wyzywania się wzajemnego. Wszystko odbywało się w obecności dzieci – informuje Beata Górszczyk, rzecznik Sądu Okręgowego w Krakowie.
Dziewczynki trafiły do rodziny zastępczej. Dziadkowie natychmiast rozpoczęli starania o odzyskanie wnuczek. Już 2 stycznia 2014 roku złożyli do sądu wniosek o powierzenie im dzieci, jako spokrewnionej rodzinie zastępczej. Sąd uważa jednak, że dzieciom lepiej jest u obcych ludzi.
- Dobro dzieci nie wskazuje na to, aby miały pozostawać u dziadków – mówi Beata Górszczyk, rzecznik Sądu Okręgowego w Krakowie.
- Przeszliśmy szkolenia dla rodziny zastępczej, mamy świadectwo, ale pani sędzia tego nie widzi – żali się Janusz Opiela, dziadek dzieci.
- Rozumiem, że dzieci nie mogą jeszcze wrócić do swoich rodziców, ale przecież rodzina zastępcza najpierw powinna być ustanawiana dla osób spokrewnionych z tymi dziećmi, gdzie ta więź rodzinna zostaje – komentuje Barbara Mendel z Fundacji „ARCHON + Dzieci które kochacie”.
Państwo Opielowie walczyli o możliwość urlopowania dzieci. Udało się po prawie roku od zabrania. 6 grudnia dziewczynki przyjechały do domu dziadków. Radość nie trwała jednak długo.
- Mieliśmy rozprawę o rozszerzenie wizyt, ale stało się inaczej. Zabrano nam wszystko – mówi Janusz Opiela.
- Rodzice zastępczy wnieśli pismo do sądu, że dziewczynki po naszej wizycie były niespokojne, nie spały w nocy, nie chciały jeść, starsza się zmoczyła – dodaje Bernadetta Opiela.
W ubiegły poniedziałek towarzyszyliśmy państwu Opielom w spotkaniu z rodziną zastępczą w Powiatowym Centrum Pomocy Rodzinie. Rodzina zastępcza jest jednak nieugięta. Złożyła wniosek, żeby w styczniu nie odbyła się żadna wizyta! Para nie chciała z nami rozmawiać.
- Chcieliśmy, żeby te spotkania były tak jak dotychczas w drugi i czwarty wtorek miesiąca – mówi Janusz Opiela.
- Ja też liczyłam, że to spotkanie się troszkę inaczej zakończy, bo PCPR nie widzi przeciwwskazań do tych widzeń. Natomiast dzieci są w zawodowej rodzinie zastępczej i to ona ma prawo decydowania – dodaje Ryszarda Zakrzewska-Zachwieja, dyrektor PCPR w Wieliczce.
- Poruszymy niebo i ziemię, żeby te dzieci były u nas, a nie w obcych rękach. Bardzo je kochamy – mówi Bernadetta Opiela, babcia dziewczynek.*
* skrót materiału
Reporterka: Irmina Brachacz-Przesmycka