Od wyzwisk do szarpaniny. Wojna sąsiadów

Pani Bożena twierdzi, że nowi sąsiedzi zamienili jej życie w piekło. Matka oraz jej dwoje dorosłych dzieci wyzywają ją i grożą śmiercią. Raz nawet weszli na posesję i zaatakowali panią Bożenę. Sąsiedzi mieszkali wcześniej w Tarnowie. Tam weszli w konflikt z panem Adamem. Zaatakowali go przed blokiem, ale sprawa została umorzona z powodu niepoczytalności sprawcy.

- Matka-lekarka bije mnie w twarz, ciągnie mnie za ucho, a córka-studentka prawa mnie popycha i próbuje mi wyrwać dyktafon z tego względu, że jej brat w tym czasie mówi: zap… cię k…, poderżnę ci gardło, już wisisz – opowiada pani Bożena o tym, jak została zaatakowana przez sąsiadów.

Jeszcze kilka lat temu pani Bożena cieszyła się, że mieszka w spokojnej i urokliwej miejscowości niedaleko Dębicy. Ma 61 lat, mieszka sama . Kiedy 3 lata temu do domu obok wprowadziła się kobieta z dwojgiem dorosłych dzieci, życie pani Bożeny stało się koszmarem.

- Nie ma najmniejszego powodu tego konfliktu. Oni wymyśli, że jestem osobą niedostosowaną społecznie i należy mi zrobić klatkę. Klatkę postawili przy moim ogrodzeniu. Później usypali mi nagrobek, z miotły zrobili krzyż, a córka wrzeszczała do mnie: taki krzyż cię czeka! Kiedy tylko pojawię się przy bramie, ja czy moi goście, natychmiast wyskakują na balkon, wydzierają się, zaczepiają, prowokują – opowiada pani Bożena.

- Nie można tutaj być, bo zaraz pojawiają się na drodze, cała trójka i wydają z siebie dzikie okrzyki: szczękają, miauczą, piszczą – dodaje Ewa Olszko-Szponar, znajoma pani Bożeny.

Ponad miesiąc temu młode małżeństwo kupiło dom obok pani Bożeny. Para również stała się obiektem ataków.  Teraz wspólnie sobie pomagają, bo konflikt się zaostrza.

- Jak oni zauważyli, że jest ktoś nowy, któremu można dokuczyć, to się zaczęły wyzwiska, rzucanie petardami na podwórko, wzywanie policji i oskarżenia o pobicie. Kiedyś rzucili butelką we mnie, kiedy jechałem do pracy – mówi pan Łukasz, sąsiad pani Bożeny.

- Patrzę, a moja bramka jest otwarta. Szłam ją zamknąć na klucz i w tym momencie mnie dopadli – opowiada pani Bożena.

To zapis z monitoringu z wtargnięcia na posesję pani Bożeny:

Córka: Ty k…, p…, szmato.
Matka: Widzisz, co zrobiłaś?
Córka: Widzisz, k…, p…?
Matka: Nagrywaj to, nagrywaj.
Pani Bożena: Ratunku, ratunku.
Syn: Zesrasz się zaraz.
Pani Bożena: Ratunku.
Córko: Ty k…, p…

- Nie ma możliwości żyć przy obecności takich ludzi. Oni w Tarnowie mieszkali od 2007 roku i w dokładnie taki sam sposób zatruwali życie innym sąsiadom – mówi pani Bożena.

- Kilka lat temu zauważyłem, że ktoś rzuca kamieniami w zaparkowany samochód. Wgniecenia w dachu były. Popatrzyłem do góry i tylko usłyszałem słowa: Ty frajerze p.., co się k… patrzysz? Jak ci dop…, to nie będziesz wiedział. Zaniemówiłem. Na drugi dzień nagle poczułem, że ktoś zarzucił mi pętle z czymś czarnym na głowę i wciągnął mnie w żywopłot. On nie został skazany tylko dlatego, że w chwili popełnienia przestępstwa był niepoczytalny – opowiada Andrzej Lis, który został napadnięty przez sąsiadów pani Bożeny przed blokiem w Tarnowie.

Pani Bożena złożyła zawiadomienie do prokuratury o uporczywym nękaniu przez sąsiadów. Prokurator jednak sprawę umorzył, bo biegli psychiatrzy, po jednokrotnym badaniu, nie byli w stanie określić poczytalności sąsiadek. Kobiety nie wyraziły zgody na dłuższe badania w warunkach szpitalnych.

- Wszelkie niedające się usunąć wątpliwości, w tym między innymi dotyczące ich stanu psychicznego w chwili popełniania czynu, należy rozstrzygać na korzyść oskarżonego – mówi Krzysztof Sebastianka, prokurator rejonowy w Dębicy.

Pani Bożena nie poddaje się. Dalej walczy o sprawiedliwość. Złożyła sprawę do sądu w Dębicy. W walce tej kibicują jej mieszkańcy miejscowości.

- Sterroryzowali ludzi w Tarnowie, sterroryzowali tutaj. Jestem twarda sztuka. Ja im się nie dam – zapowiada pani Bożena.*

* skrót materiału

Reporterka: Małgorzata Frydrych

mfrydrych@polsat.com.pl