„Wyklepali” w salonie i sprzedali jako nowe!
Lech Gurazdowski wydał ponad 100 tys. zł na nowy samochód terenowy, którym nie może jeździć. Mężczyzna niemal natychmiast odkrył, że auto było naprawiane i lakierowane. Nie spodziewał się jak bardzo. Pan Lech toczy sądowy bój o zwrot pieniędzy. Wymarzony samochód od 6 lat stoi nieużywany w jego garażu.
Wielkie marzenie zamieniło się w wielki kłopot. Lech Gurazdowski z Dobrzelina w województwie łódzkim kupił auto w salonie samochodowym. Na jego zakup przeznaczył swoje życiowe oszczędności. Bardzo szybko odkrył, że jego nowe auto z salonu było ponownie lakierowane i naprawiane.
- Wystarczy spojrzeć, kolory wybitnie się różnią. Nie mówiąc już o tym, że rozstaw kół tylnych i przednich, to różnica 11 milimetrów. To jest nowy samochód. Na trzeci dzień już byłem u nich. Niestety, nie uznali reklamacji – opowiada pan Lech.
Podczas pierwszej reklamacji pan Lech dowiedział się, że odcienie lakieru mogą się różnić na poszczególnych częściach karoserii i nie są usterką lakierniczą. Dopiero opinia rzeczoznawcy samochodowego potwierdziła, że jego wątpliwości były słuszne.
- Badanie rzeczoznawcy Polskiego Związku Motorowego wykazało lakierowanie prawego boku pojazdu, lakierowanie pokrywy silnika, komory silnika oraz poszyć zderzaka przedniego i tylnego. Elementy z dużą ilością masy szpachlowej, co nie jest technologiczną naprawą pojazdu – informuje Krzysztof Zbrzeski z Polskiego Związku Motorowego.
- Chciałem kupić samochód nowy, a nie bity. Nie zgodziłbym się na samochód, który przebył taki remont. Samochód po badaniach w trzech niezależnych stacjach został uznany za samochód niebezpieczny i nie został dopuszczony do ruchu – mówi pan Lech.
Przełom nastąpił, kiedy główny importer marki przyznał, że samochód był lakierowany i zadeklarował sprowadzenie nowego samochodu. Pan Lech czekał na jego transport do Polski kilka miesięcy. Jednak do wymiany samochodu u dilera nie doszło.
- W momencie, kiedy miało dojść do wymiany samochodów zgodnie z warunkami reklamacji, diler chciał wystawić fakturę na nowy samochód i odkupić ten stary. A wystarczyło wystawić fakturę korygującą – mówi Eugeniusz Gurazdowski, syn pana Lecha.
Pan Gurazdowski twierdzi, że do wymiany samochodów nie doszło, bo nie dostał faktury korygującej, a diler nie chciał działać w trybie reklamacji.
- Tak nie było. Mamy na to świadków, wszystkich pracowników, że on nie chciał przyjąć żadnej innej formy poza oświadczeniem. Chciał podpisać porozumienie z nami, na którym ja miałem oświadczyć, że mu wydałem samochód uszkodzony – twierdzi Adam Tuszyński z firmy Auto GT, która sprzedała uszkodzony samochód.
Obie strony sporu zarzucają sobie nieuczciwość i brak dobrej woli. Diler i klient od 2009 r. spotykają się w sądach.
- W kwietniu ubiegłego roku sąd zasądził od sprzedawcy samochodu, na rzecz nabywcy, całość należności głównej dochodzonej przez powoda, jako stanowiącej zwrot ceny zakupu pojazdu wraz z ustawowymi odsetkami. To orzeczenie nie jest prawomocne – informuje Katarzyna Kisiel, rzecznik Sądu Okręgowego w Warszawie.
Nowy, ale naprawiany samochód prosto z salonu? Według rzeczoznawcy Polskiego Związku Motorowego sytuacja pana Lecha nie należy - niestety - do wyjątków.
- Auta nowe są transportowane, przeładowywane na różnego rodzaju statki czy pociągi i dochodzi do uszkodzenia tych pojazdów. Takie pojazdy są naprawiane, ukrywane to jest w wiedzy dilera – mówi Krzysztof Zbrzeski z Polskiego Związku Motorowego.
- Przez nasze przeoczenie i z naszej winy on taki samochód otrzymał. Była zmiana systemu, nasz pracownik nie zauważył w systemie zapisu, że gdzieś samochód w transporcie został uszkodzony. Handlowiec nie dostrzegł tego błędu – twierdzi Adam Tuszyński z firmy Auto GT, która sprzedała uszkodzony samochód.
- Wymarzony samochód jest wielkim nieszczęściem, które trwa już sześć lat. Ciężko zarobione pieniądze zostały wyrzucone w błoto. Samochód pięć i pół roku stoi. Nie jest dopuszczony na polskie drogi – podsumowuje pan Lech.*
* skrót materiału
Reporterka: Milena Sławińska