Zamiast emerytury - 700 zł zasiłku!
Swoją pracę porównują do tej górników. Sadza w ustach, na ubraniach i ciele, ogromny hałas i jeszcze te chemikalia. Pracownicy dębickich zakładów opon byli pewni, że lata spędzone w szkodliwych warunkach zaowocują wcześniejszą i wyższą emeryturą. Nic bardziej mylnego. ZUS znalazł sposób, by świadczeń nie przyznać.
- W sprawiedliwość to ja już dawno przestałem wierzyć. Trzeba wierzyć w siebie i mieć zdrowie – mówi Czesław Lech, były pracownik dębickich zakładów.
Pan Czesław, pani Zofia i pani Bogumiła przez wiele lat ciężko pracowali przy produkcji opon w jednym z dębickich zakładów. Niestety, zamiast po latach pracy odpoczywać na emeryturze, walczą dziś o przetrwanie.
- Czuję się oszukany. Bo miałem obiecywane, że to będzie, a nie ma – mówi Czesław Lech, który nie dostał emerytury z ZUS-u.
- Żyłem nadzieją, że teraz na emeryturze będę godnie żyć, a muszę żebrać, by jakoś przeżyć – dodaje Antoni Krawiec, również bez emerytury.
Pan Czesław, jak większość jego znajomych, przepracował łącznie ponad trzydzieści lat w dawnych zakładach Stomil, które później przekształcały się w kolejne spółki. Praca była ciężka i wykonywana w szczególnych warunkach. Nie było łatwo. Wszyscy wierzyli jednak, że ich wysiłek zostanie wynagrodzony wcześniejszą, godną emeryturą.
- Teraz to nawet na drugie piętro nie mogę wejść. Trzeba było kąpać się po dwa razy, oczy czarne, jak się wychodziło to sadzą się pluło – mówi Czesław Wójcik, wieloletni pracownik dębickiego zakładu. Inni również narzekają na zdrowie:
- Miałem wrzody, chorowałem na serce, leczę się na kręgosłup i nerki. Każdy surowiec na moim wydziale jest rakotwórczy – opowiada Antoni Krawiec.
- Fizycznie trzeba było być non stop na nogach. Warunki szkodliwe: zapylenie, chemikalia, zagrożenie, hałas. Po 8 godzinach to człowiek wychodził, jak ci górnicy z dołu – dodaje Czesław Lech.
Na potwierdzenie pracy w szkodliwych warunkach, pracownikom przysługiwały dodatki. Zakład wystawiał też stosowne zaświadczenia.
- Nam przysługiwał urlop zdrowotny, dodatki pieniężne, były też bezpłatne posiłki regeneracyjne – wspomina Czesław Lech.
- Cały czas pracowałyśmy z przekonaniem, że pracujemy w warunkach szkodliwych. Mieliśmy dokumenty – mówi Bogumiła Wyszyńska.
W 2001 roku dębicki zakład restrukturyzował się. Wtedy pan Czesław oraz jego znajomi z pracy odeszli. Dostali zasiłki przedemerytalne i czekali na osiągnięcie wieku emerytalnego. Kiedy to się stało, wierzyli, że Zakład Ubezpieczeń Społecznych emerytury wypłaci. Niestety, ZUS stwierdził że w tych konkretnych przypadkach sam oceni, czy ktoś pracował w szkodliwych warunkach. Dokumenty pracodawcy – według ZUS-u – nie liczą się.
- Pracodawca może na potrzeby organizacyjne firmy sporządzić wykaz stanowisk pracy w szczególnych warunkach. Jednak nie oznacza to, że praca zakwalifikowana przez pracodawcę, rzeczywiście taką była. Taka praca musi być m.in. wykonywana w szczególnych warunkach ciągle, stale i w pełnym wymiarze czasowym – mówi Agnieszka Prajsnar z ZUS-u w Jaśle.
Przepisy są tak skonstruowane, że np. jeśli ktoś z 8 godzin pracy 7 przepracował w warunkach szkodliwych, to wcześniejszej emerytury z tego tytułu otrzymać nie może.
Dziś niedoszli emeryci zostali z niczym. Uczciwi ludzie żyli wiele lat w nieświadomości, że zaświadczenia z pracy oznaczają wygraną z ZUS-em i emeryturę. Niestety, stało się inaczej. Dziś, po tylu latach pracy ludziom zamiast emerytur, należą się jedynie zasiłki. To niewiele - ponad 700 złotych.
- Nie wiem, dla kogo są te przepisy, kto to ustala, kto to konsultuje i z kim. Na pewno nie opiniują tego ludzie pracy – komentuje Czesław Lech, były pracownik dębickich zakładów.*
* skrót materiału
Reporterka: Żanetta Kołodziejczyk-Tymochowicz