Szalała z bólu. Uznali, że to obłęd

Tragiczna śmierć 13-latki. Karina cierpiała na rzadką chorobę, która drastycznie podniosła poziom amoniaku w jej krwi. Dziewczynka szalała z bólu. Lekarze uznali, że to objawy choroby psychicznej i wysłali ją na oddział psychiatrii. Karina leżała zapięta pasami. Kiedy w końcu trafiła do specjalistów z Centrum Zdrowia Dziecka, było już za późno.

- Skierowali moje dziecko na oddział, na którym się wykończyło. Dziecko było do uratowania. Rozmawiałem z lekarzami z Centrum Zdrowia Dziecka. Gdyby ona trafiła wcześniej na oddział neurologiczny, to by żyła– mówi Artur Bajor, ojciec Kariny.

- Nie stać szpitala powiatowego na pełną diagnostykę we wszystkich schorzeniach. Nie było takiego przypadku, nie było takiej wiedzy i nie ma takich możliwości – twierdzi Józef Grabowski, dyrektor szpitala w Ostrowcu Świętokrzyskim.

13-letnia Karina Bajor była wesołą i grzeczną dziewczynką. Marzyła o karierze modelki. We wtorek, 6 stycznia razem ze swoją młodszą siostrą, 9-letnią Patrycją poszła na sanki. Kiedy wróciła do domu, zaczęła boleć ją głowa.

- Ta młodsza się rozebrała, a Karina sobie tak siadła. Mówiła, że bardzo ją boli głowa. Żona dała jej tabletkę przeciwbólową, ale nic nie ustało – opowiada Artur Bajor , ojciec Kariny.

Karina trafiła na oddział dziecięcy szpitala w Ostrowcu Świętokrzyskim. Tam wykonano jej wiele różnych badań, których wyniki jednak nie pozwoliły na postawienie jednoznacznej diagnozy.

- Wieczorem jeszcze z dzieckiem rozmawiałam przez telefon. Normalnie mówiła. Rano zadzwonił mąż, że z Karinką jest bardzo źle. Ma omamy, krzyczy – opowiada Aleksandra Bajor, mama Kariny.

Po prawie dwóch dniach pobytu w ostrowieckim szpitalu, Karina zaczęła się dziwnie zachowywać. Jej rodzice opowiadają, że miała chwilowe zaburzenia świadomości, w czasie których była bardzo pobudzona i nie było z nią kontaktu.

- Odbyła się konsultacja telefoniczna ordynatora oddziału neurologicznego z lekarzem pediatrą w Ostrowcu, który przedstawił problem 13-letniej Kariny. Uwypuklił, że u dziecka dominują objawy wskazujące na chorobę psychiatryczną w postaci omamów i halucynacji – informuje Zdzisław Domagała, zastępca dyrektora ds. lecznictwa Wojewódzkiego Specjalistycznego Szpitala Dziecięcego w Kielcach.

- Nigdy w życiu nie widziałam dziecka w takim stanie. Nie wiedziałam, co z nią jest. Przyszła stażystka i powiedziała, że ma przyjechać karetka i dziecko pojedzie na oddział psychiatryczny. Powiedziała, że tak musi być – opowiada pani Aleksandra, mama Kariny.

Jak wynika z relacji lekarzy z Oddziału Psychiatrii Wojewódzkiego Specjalistycznego Szpitala Dziecięcego w Kielcach, stan psychiczny Kariny był na tyle poważny, że musieli zapiąć ją w pasy, ponieważ ich zdaniem zagrażała sobie i innym. Chwilę potem dziewczynka straciła przytomność i już nigdy jej nie odzyskała.

- Ostatni raz widziałem córkę żywą w czwartek rano. Płożyła się na bok i przysnęła. Uściskałem ją i pocałowałem. Nikt nie spodziewał, że to się tak skończy – mówi pan Artur, ojciec Kariny.

Dopiero następnego dnia rano lekarze zdecydowali się przenieść dziecko na oddział intensywnej opieki medycznej. I dopiero tam przeprowadzono badania, które pozwoliły postawić właściwą diagnozę.

- Dziecko było w stanie bardzo ciężkim. Z drgawkami, objawami śpiączki. Przeprowadzono w naszym szpitalu dokładną diagnostykę. I po kilku godzinach wiedzieliśmy, że przyczyną obserwowanych objawów, u dziewczynki jest hiperamonemia. Konsultowano się z lekarzem chorób metabolicznych Centrum Zdrowia Dziecka i od razu włączono stosowne leczenie. 

Niestety, terapia okazała się nieskuteczna. Stan Kariny się pogarszał. W sobotę podjęto decyzję o przewiezieniu dziewczynki do Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie.

- Do całego kompleksu leczenia, które było wdrożone wcześniej, wdrożyliśmy jeszcze leczenie dializami. W ciągu kolejnych godzin, pomimo obniżenia amoniaku, doszło do nieodwracalnego uszkodzenia mózgu - mówi dr Marek Migdał z Centrum Zdrowia Dziecka.

- Przytuliłam się do niej. Mówię: kochanie, wróć do nas. Mieliśmy dwie minuty na pożegnanie z dzieckiem . Później weszła komisja i odłączyła ją od aparatury – mówi pani Aleksandra, mama Kariny.*

* skrót materiału

Reporter: Jan Kasia

jkasia@polsat.com.pl