Maciuś udusił się kawałkiem długopisu
Są wstępne wynik sekcji zwłok półtorarocznego Maciusia. Chłopiec zmarł dobę po tym, jak szpital w Kutnie odmówił przyjęcia go na oddział. Wszystko wskazuje na to, że Maciuś połknął plastikowy fragment długopisu, który dostał się do oskrzela.
Jeszcze kilka dni temu pani Ewa Lach z Kutna nie przypuszczała z jaką tragedią będzie musiała się zmierzyć. Zaczęło się zupełnie niewinnie. Młodszy syn pani Ewy, 18- miesięczny Maciuś miał problem z oddychaniem.
- W niedzielę zaczął kasłać i jakby trochę się dusić. Wystraszyłyśmy się, córka ubrała go i poszła do przychodni. Doktor stwierdziła, że ma lekkie zaczerwienienie gardła i początki zapalenia oskrzeli – opowiada Barbara Krajewska, babcia Maciusia.
- Dała syrop i kazała w poniedziałek lub we wtorek iść do lekarza rodzinnego – dodaje pani Ewa, matka Maciusia.
W nocy z niedzieli na poniedziałek chłopiec kaszlał coraz bardziej. Zaniepokojona matka zamówiła lekarska wizytę domową.
- Zaczęło mu tak rzęzić w płucach. Jak pani doktor weszła, to powiedziała: „Boże, to dorosły człowiek tak rzęzi, a co dopiero małe dziecko”. Stwierdziła, że ma początki zapalenia oskrzeli i skierowanie dla obojga dzieci do szpitala – mówi pani Ewa, matka Maciusia.
9 lutego przerażona matka niezwłocznie pojechała do szpitala w Kutnie. Nie przypuszczała, że to będzie początek dramatu. Szpital odmówił przyjęcia chłopca na oddział.
- Pani doktor zbadała go i powiedziała, że on może być w domu, sposobem domowym, żeby go wyleczyć. Powiedziała, że miejsc nie ma, że jak położy Maciusia, to dziecko będzie w jeszcze gorszym stanie, bo może się zarazić od noworodków. Kazała mi czapki, szalki dzieciom pozakładać i okno otwierać, ręczniki porozkładać wilgotne – opowiada pani Ewa.
- Pani doktor stwierdziła, że można jeszcze spróbować domowymi sposobami, przepisała antybiotyki i kazała przewietrzyć pokój – potwierdza Barbara Krajewska, babcia Maciusia
Potem już wszystko potoczyło się błyskawicznie. Mały Maciuś czuł się coraz gorzej. Następnego dnia nagle zaczął się dusić.
- Syn usiadł na łóżku, chciałam go przytulić, wyciągnął mnie na rączki, zaczął kasłać i się dusić. Na moich rękach zaczął odlatywać. Do sąsiada pobiegłam, żeby pomógł mi reanimować dziecko – opowiada pani Ewa.
- Pierwsze, co usłyszeliśmy to krzyk Ewy, czyli matki i płacz mojego syna, bo gdy Ewa zbiegła z dzieckiem, drugi syn go reanimował. Dzwonił na 112 i pani go informowała, jak ma udzielać pomocy - mówi Anna Kędzierska, sąsiadka pani Ewy.
- Moja dziecina już była sina, zimna. Jak go trzymałam na rekach, to wyglądał jakby spał – rozpacza pani Ewa.
Chłopca nie udało się już uratować. Zmarł dobę po tym jak, według rodziny, szpital odmówił przyjęcia chorego dziecka na oddział. Próba wyjaśnienia, dlaczego tak się stało, ogranicza się tylko do chłodnego oświadczenia rzeczniczki prasowej szpitala
- Dziecko straciłam przez ten szpital! Co ja mam teraz zrobić? Dziecka mi nie zwrócą – rozpacza pani Ewa.
Sprawę śmierci Maciusia bada prokuratura. Ze wstępnych wyników sekcji zwłok wynika, że chłopiec najprawdopodobniej połknął plastikowy kawałek długopisu, który zatkał prawe oskrzele.
- W Prokuraturze Rejonowej w Kutnie toczą się dwa postępowania. Dotyczą one śmierci dzieci, które niedługo przed zgonem przebywały właśnie w tej placówce – informuje Krzysztof Kopania, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi.
- Mojego Maciusia nikt mi już nie zwróci. Gdyby go lekarz przyjął, żyłby jeszcze. Boże mój, jak ja mam dziecko swoje pochować? Zaraz miałby dwa latka, w lipcu. Został mi tylko najstarszy syn.– rozpacza pani Ewa, matka Maciusia – rozpacza pani Ewa.*
* skrót materiału
Reporterzy: Małgorzata Frydrych, Maciej Wenerski, Polsat News