Policjanci mieli go uspokoić. Nie przeżył

Chory na schizofrenię mężczyzna wpadł w szał i zaczął demolować swój dom. Jego matka schowała się w pokoju i wezwała policję. Dziś bardzo tego żałuje. Twierdzi, że policjanci zabili jej syna. Gdy pani Krystyna otworzyła drzwi, zobaczyła pana Karola leżącego we krwi z rozbitą głową. Mówi, że policjanci bili go nawet, gdy leżał skuty kajdankami.

W czwartek 12 lutego w domu państwa Paczkowskich z Torunia rozegrał się dramat. Ich 31-letni syn Karol był chory na schizofrenię. Dostał ataku agresji. Rodzice, nie mogąc sobie z nim poradzić, poprosili o pomoc policjantów.

- Wskoczyli bydlaki (przez okno w domu – przyp. red.). Tych dwóch nie dało sobie z nim rady, więc zadzwonili po pomoc. Drudzy przyjechali bardzo szybko. Słyszałam tylko, jak leci lustro. Gdy ucichło, to szybko otworzyłam drzwi od pokoju. Karol leżał skuty, w krwi był. Tego widoku nigdy nie zapomnę, jak te bydlaki leżeli na nim i go ładowali. Jeszcze mówili: my ci, k…, damy! My ci tu damy rozrabiać - opowiada Krystyna Paczkowska, matka pana Karola.

- Na drzwiach są ślady z tryskającej krwi. Tej krwi było bardzo dużo, że ona po prostu spłynęła. Mój przebieg zdarzeń jest taki, że natarł na niego policjant z węglarką, trafił go w głowę – dodaje Cezary Paczkowski, brat pana Karola.

– Niestety, doszło do tragicznego zdarzenia. W tej sprawie prowadzone jest śledztwo. Mamy nadzieję, że prokuratura jak najszybciej wyjaśni szczegółowe okoliczności – mówi Maciej Daszkiewicz z Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy.

Karol Paczkowski cierpiał na schizofrenię. Jego choroba miała różne oblicza. Jednym z nich była agresja. Mężczyzna chorował od 15 lat.

- To nie było jednego dnia, że przyszła mama i powiedziała: Karol ma stwierdzoną schizofrenię. Tylko to narastało z roku na rok – opowiada Karolina Cętkowska, siostra Karola.

– Były dni, że było dobrze. On zawsze mówił: dzisiaj jest niedobry Karol. A były dni, że wstał i mówił: dzisiaj jest dobry Karol. Dzisiaj z tym dobrym masz do czynienia. Leki trochę pomagały. Jak dostawał szału, zamykaliśmy się na klucz. W nocy nie byliśmy nigdy otwarci. Po prostu schodziliśmy choremu człowiekowi z drogi – mówi pani Krystyna, matka Karola.

Dziś wszyscy szukają odpowiedzi na pytania o przyczyny śmierci Karola. Rodzina odpowiedzialnością obciąża interweniujących funkcjonariuszy. Być może gdyby cierpiący na ciężką chorobę psychiczną mężczyzna był odpowiednio leczony, do tragedii by nie doszło.

- Straszną mam złość, że trafiłam na takich ludzi, co sobie nie poradzili z chorym człowiekiem. Bo Karol by żył dzisiaj. Może by bardziej tu było wszystko zniszczone, ale mnie by krzywdy nie zrobił, bo ja byłam zamknięta i okno było otwarte, to bym przez okno poszła  - mówi Krystyna Paczkowska, matka pana Karola.

- Nie mogli go złapać w dwóch, ręce przytrzymać? Krzyknąć: uspokój się, jedziesz z nami? Bo on się zazwyczaj uspokajał. Ja nie wiem, co się z nim stało, że wpadł w taki szał. Przyjechali i zabili mi brata. Tego już nic nie zmieni. Ja widziałam jego twarz w trumnie – rozpacza Karolina Cętkowska, siostra Karola.*

* skrót materiału

Reporter: Jan Kasia

jkasia@polsat.com.pl