16 lat przeleżeli w wodzie

Najbardziej zagadkowe zaginięcie w historii Polski i Holandii rozwikłane. Jos Mahler, Marzena Łapa, Robert Świniarski i Paweł Lach przepadli bez śladu w holenderskim Arnhem. Razem wsiedli do auta. Potem zniknęli. Sprawa pozostawała nierozwiązana przez 16 lat. Przełom nastąpił 31 stycznia 2015 roku.

Tego dnia, podczas poszukiwań innej zaginionej osoby, pies tropiący wskazał w rzece Ren miejsce, w którym mogą znajdować się ludzkie zwłoki.

- Samochód stał na kołach na dnie rzeki. Jakby zaparkował tam na 16 lat. To był ich grób. Stał tak na dnie rzeki, a w środku było czworo ludzi, których wszyscy szukaliśmy przez cały ten czas  – opowiada Simon Trommel, holenderski dziennikarz.

- Znaleziono 4 czaszki, 2 pary okularów i paszporty na ich nazwiska. Ta rzeka była wcześniej  sprawdzana. Pamiętam, że pierwszy płynął taki policyjny statek mały i później sonar. Znaleziono wtedy inne auta. A nie naszych – mówi Anna Markow, matka Pawła Lacha.

- Dziury w czaszkach, urazy kości – niczego takiego nie znaleźliśmy. Możemy śmiało wykluczyć możliwość przestępstwa. To był wypadek. Tragiczny wypadek. Szczątki były porozrzucane po całym samochodzie, nie jesteśmy w stanie ustalić, kto gdzie siedział – informuje Paul Koetsier z policji w Arnhem.

Samochód znaleziono w Huissen – niewielkiej miejscowości oddalonej o 10 kilometrów od Arnhem. Nie wiadomo po co Jos i Polacy pojawili się tam tragicznej nocy. Jeszcze trudniej wytłumaczyć, dlaczego nie odnaleziono ich wcześniej.

- Szukali, ale jednak nie znaleźli. A ten sonar szedł, za tyle tysięcy – mówi Anna Markow, matka Pawła Lacha.

- Rozumiem uczucia rodziny, chciałbym móc wziąć ich wtedy na miejsce, aby mogli zobaczyć, jak to wyglądało. Woda była bardzo brudna, nurt niezwykle silny, mała widoczność. Zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy, naprawdę – przekonuje Paul Koetsier z policji w Arnhem.

Aby ostatecznie potwierdzić tożsamość ofiar, holenderska policja zleciła badania ich DNA. Po otrzymaniu wyników szczątki zostaną wydane rodzinom. Potem Marzenę, Roberta i Pawła trzeba będzie przetransportować do Polski.

- Samo sprowadzenie, to jest kwota około 15 tys. zł. Musimy pożyczać gdzieś – mówi Anna Markow, matka Pawła Lacha.

- To powinny pokryć holenderskie władze i grupa śledcza, która ich nie znalazła, a miała ich na talerzu, 15 metrów od brzegu rzeki – uważa Anatolij Markow, ojczym Pawła Lacha.

- Spróbujemy wygospodarować jakąkolwiek kwotę, aby im pomóc – obiecała Marianne Schuurmans-Wijdeven, burmistrz Huissen.*

* skrót materiału

Reporter: Rafał Zalewski

rzalewski@polsat.com.pl