Sprawca wolny, świadek w areszcie

Prawie rok temu w Ostrowie Wielkopolskim doszło do tragicznego wypadku. Samochód osobowy zderzył się z koparką, która nie powinna być na ulicy. Jedna osoba zginęła. Za kierownicą koparki był Jerzy C., który prowadził pojazd bez uprawnień. Uciekł z miejsca wypadku. Twierdzi, że winę za tragedię ponosi ojciec jego pracowdawcy, który był świadkiem wypadku – Remigiusz Kaźmierczak. I to właśnie pan Remigiusz od roku przebywa w areszcie. Jest podejrzany o spowodowanie katastrofy w ruchu lądowym.

22 kwietnia 2014 roku w Ostrowie Wielkopolskim doszło do tragicznego wypadku. Jadąca bez oświetlenia koparka gąsienicowa zderzyla się z samochodem.


-  Jedna osoba,  pasażer samochodu,  poniosła śmierć,  natomiast pozostałe osoby doznały poważnych obrażeń ciała -  mówi Janusz Walczak, zastępca  Prokuratura Okręgowego  w Ostrowie Wielkopolskim.


Kierowca koparki,  49-letni Jerzy C.,  uciekł z miejsca wypadku. Został zatrzymany dopiero następnego dnia.


-  Bezpośrednio po wypadku uciekł z miejsca zdarzenia,  więc nie było możliwości ustalenia jego stanu trzeźwości – mówi  Janusz Walczak, zastępca  Prokuratura Okręgowego w  Ostrowie Wielkopolskim.


Jerzy C.  winą za wypadek obarczył Remigiusza Kaźmierczaka,  znanego w okolicy przedsiębiorcę, ojca trzynaściorga dzieci, który był na miejscu wypadku. Znalazł się tam, bo miał przywieźć paliwo do koparki, która od wielu dni stała nieużywana.


- W tym dniu,  kiedy wypadek miał miejsce, miała zostać przygotowana do transportu czyli być bliżej ulicy,  ale na pewno nie wjeżdżać na nią – mówi Piotr Kaźmierczak, syn pana Remigiusza.


Tyle, że Jerzy C.  nie był pracownikiem Remigiusza Kaźmierczaka, tylko jego syna. Ale to prokuraturze nie przeszkadzało. Uznała, że to Remigiusz Kaźmierczak zlecił Jerzemu C.  przejazd koparką przez drogę. Przedsiębiorca trafił do aresztu. Żona nie widziala go przez siedem miesięcy.


- Zobaczyłam męża zmienionego schorowanego,  nie wiem dlaczego nie dostawałam widzeń przez tyle miesięcy – mówi Ewa Kaźmierczak,  żona pana Remigiusza.


Prokuratura zarzuca Remigiuszowi Kaźmierczakowi, że nie udzielił pomocy ofiarom wypadku. Tymczasem billingi z jego telefonu i rozmowa telefoniczna, do której dotarliśmy świadczą o tym, że dzwonił na pogotowie i wzywał pomoc.


-  Mogę powiedzieć, że  obecnie prokuratura dysponuje wskazanym nagraniem,  ale wymaga ono weryfikacji – mówi Janusz Walczak, zastępca  Prokuratura Okręgowego w  Ostrowie  Wielkopolskim.


Reporter: Weryfikacji od kwietnia?


- Tak, należy rozgraniczyć kwestię udzielenia pomocy od kwestii wezwania pomocy – mówi Janusz Walczak, zastępca  Prokuratura Okręgowego  w Ostrowie Wielkopolskim.


Prokuratura zarzuca Remigiuszowi Kaźmierczakowi również utrudnianie śledztwa i sprowadzenie zagrożenia katastrofą w ruchu lądowym. Grozi mu 10 lat więzienia.


Jerzy C., który spowodował wypadek jest na wolności. Remigiusz Kaźmierczak ze świadka stał sie oskarżonym i  jest w areszcie prawie rok. Rodzina przedsiębiorcy twierdzi, że prokurator prowadząca sprawę nie jest bezstronna.


- Przesłuchań jednego z podejrzanych dokonywał policjant,  który jest mężem pani prokurator nadzorującej śledztwo.  Było to podczas jego dyżuru w pierwszych dniach postępowania.  Wskazana okoliczność bez wątpienia nie powoduje potrzeby wyłączenia nadzorującej  pani prokurator – mówi zastępca  Prokuratura Okręgowego w  Ostrowie Wielkopolskim.


Pierwsze czynności tuż po wypadku wykonywał mąż pani prokurator Tomasz G. – funkcjonariusz miejscowej policji. To własnie on,  kilka lat wczesniej,   przeprowadzał przeszukania w firmie Remigiusza Kaźmierczaka w innej sprawie. Przedsiebiorca składął na niego skargi.


- Wcześniej tata miał do czynienia z mężem pani prokurator,  gdzie skończyło się sformułowaniem określonych skarg na działanie tego funkcjonariusza – mówi Piotr Kaźmierczak,  syn pana Remigiusza.


Remigiusz Kaźmierczak od jedenastu miesięcy siedzi w areszcie. Przebywa na oddziale szpitalnym, ponieważ jest poważnie  chory.


- Były złożone do ak sprawyt cztery opinie wydawane przez lekarzy,  którzy bezpośrednio zajmują się panem Remigiuszem. Stwierdzili,  że dalszy pobyt w warunkach izolacji zagraża jego życiu i zdrowiu. Opinie nie zostały wzięte pod uwagę – mówi Justyna Lenart, obrońca Remigiusza Kaźmierczaka.


- Po tym wszystkim naprawdę się załamał.  W tej chwili to jest połowa człowieka.  Wyjdzie,  ale pewnie już nigdy nie wróci do zdrowia-  mówi pani Ewa.*

*skrót reportażu

Reporterka: Paulina Bąk

pbak@polsat.com.pl