Walczył o życie na ulicy, skuty kajdankami

Zamiast ratować, czekali na pogotowie. Policjanci z Zamościa zostali wezwani do awanturującego schizofrenika. Podczas interwencji mężczyzna stracił przytomność. Leżał skuty kajdankami do przyjazdu pogotowia. Choć policjanci są przeszkoleni, nie podjęli reanimacji, nie pozwolili na to przechodniom. Gdy karetka przyjechała, było już za późno.

- Był poobijany, miał głębokie rany, poobcieraną buzię. Rozumiem, że jak policja zatrzymuje, a ktoś się broni, to może się tak zdarzyć, ale nie do tego stopnia, żeby udusić, żeby kogoś pozbawić życia – komentuje Zenon Krzysztof Sołowiej, ojciec zmarłego Macieja.

Maciej Sołowiej miał 31 lat. Był jedynym dzieckiem pani Grażyny i pana Krzysztofa. Od
10 lat mężczyzna chorował na schizofrenię.

- Czasami stawał się agresywny, nie żeby kogoś bić, ale twierdził, że wszyscy chcą mu zrobić krzywdę. Jak dzwoniliśmy po karetkę, policję, to zawsze uprzedzałem, że to jest człowiek chory, a nie bandyta, którego trzeba za wszelką cenę spacyfikować. On potrzebował pomocy, trzeba go było odstawić do szpitala i tak kilkakrotnie się zdarzyło – mówi pan Zenon, ojciec Macieja.

26 maja zeszłego 2014 roku Maciej znowu miał atak choroby. Zaczął demolować dom i uciekł. Pani Grażyna zadzwoniła na pogotowie, a pan Krzysztof pojechał na komendę policji w Zamościu.

Interweniujący policjanci musieli użyć siły, bo chory psychicznie mężczyzna był agresywny. W czasie zatrzymania pan Maciej nagle stracił przytomność. Policjanci wezwali karetkę, ale nie podjęli akcji reanimacyjnej.

To fragment rozmowy policjanta z dyspozytorką pogotowia:

„Zatrzymaliśmy osobę chorą psychicznie, która swoim zachowaniem stwarza zagrożenie dla siebie i dla innych, po wielkich trudach z użyciem siły i dużych środków. Myśmy kiedyś do niego antyterrorystów ściągali z Lublina.”

- Przynajmniej mogli próbować go ratować, a tego nie zrobili. O to mam największy żal, że go nie próbowali ratować. Obcy ludzie chcieli, ale im nie pozwolili – mówi pani Grażyna, matka Macieja.

To fragment rozmowy świadka zdarzenia z funkcjonariuszami:

Mężczyzna: A dlaczego go panowie tak trzymają, skoro on jest nieprzytomny?
Policjant: Bo mamy takie prawo.
Mężczyzna: Macie takie prawo? To ja bym mógł pomóc. Widzę, że panowie jakoś nie pomagają, co się stało w ogóle?
Policjant: Proszę pana, ma pan wyłączony telefon? Proszę wyłączyć telefon.
Mężczyzna: To nie mam prawa nagrywać?
Policjant: Ja pana proszę.

Chory, nieprzytomny mężczyzna w końcu został zabrany karetką do szpitala. Okazało się, że niedotlenienie mózgu było zbyt długie. Po kilku dniach pan Maciej zmarł.

- Ja nie mówię, żeby ich powiesić, rozstrzelać, ale na dzień dzisiejszy nie dość, że nie ponieśli żadnych konsekwencji, to jeszcze dostają nagrody. Jeden z policjantów dostał awans – mówi pan Zenon, ojciec Macieja.

Rodzice zmarłego Macieja postanowili nagłośnić sprawę, bo pojawiły się nagrania dokumentujące przebiegu policyjnej interwencji. Tymczasem prokuratura umorzyła niedawno postępowanie w sprawie przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy. Zdaniem śledczych, zachowanie policjantów było prawidłowe.

- Policjanci twierdzili, że monitorowali funkcje życiowe i ten mężczyzna do końca oddychał.
Nie podejmowali sztucznego oddychania, bo w ich ocenie nie było takiej potrzeby – mówi Andrzej Stasieczek z Prokuratury Rejonowej w Krasnymstawie.

- Maciej zmarł nie tylko na skutek tego, że nie oddychał, ale też nie miał krążenia przez tak długi czas, że w mózgu znaleziono skrzepniętą krew. To niemożliwe, żeby policjanci mówili prawdę, że on do samego końca był wydolny oddechowo i krążeniowo. To nie współgra z wynikami sekcji zwłok i z zeznaniami pracowników pogotowia – mówi Łukasz Lewandowski, pełnomocnik rodziców zmarłego Macieja.

Rodzice zmarłego złożyli zażalenie do sądu. Czekają na rozstrzygnięcie. Próbowaliśmy
umówić się na spotkanie z przedstawicielem Komendy Miejskiej Policji w Zamościu.
Dostaliśmy jedynie krótkie oświadczenie.

„Okoliczności tej interwencji i jej przebieg, były również przedmiotem, prowadzonego przez Komendę Miejską Policji w Zamościu w trybie przepisów ustawy o policji, wewnętrznego postępowania wyjaśniającego. Powyższe postępowanie wykazało, że interweniujący policjanci nie naruszyli dyscypliny służbowej.”

- Postawienie zarzutów nie wróci synowi życia, ale nie może być tak, żeby wyszkolona policja pozwalała sobie na takie rzeczy i nie było na to silnych – komentuje pan Zenon.*

* skrót materiału

Reporter: Paulina Bąk

pbak@polsat.com.pl