„Wzorowy” policjant wystrzelał najbliższych!

Wstrząsająca zbrodnia w mieszkaniu policjantów. Funkcjonariusz z 20-letnim stażem pracy podczas domowej kłótni wpadł w szał, zastrzelił swoją partnerkę, także policjantkę i ich półtoraroczne dziecko. Chwilę później popełnił samobójstwo. Sprawdziliśmy jakim człowiekiem był Tomasz M. i dlaczego postanowił pozabijać najbliższych?

W wielki czwartek wieczorem w mieszkaniu przy ulicy Świerczewskiego w Kuźni Raciborskiej rozegrał się dramat. Około godziny 20.30 w jednym z mieszkań padły strzały. Zaniepokojeni sąsiedzi wezwali policję.

- Mniej więcej przez cały dzień się kłócili. O godzinie 20. był pierwszy płacz dziecka, a o 21. tak strasznie… Boże, aż nie mogę mówić, płacz dziecka był okropny. Było słychać, jak ona krzyczy do tego męża, żeby oddał jej to dziecko. „Oddaj go, oddaj go!” A potem, jakiś tam rumor. Nie wiem czy to dziecko wyrwała, czy nie. Ona do nie go mówi: „to mnie zabij”. No i poszły trzy strzały. Chwila przerwy. Kolejny strzał. I koniec wszystkiego – opowiada mieszkanka bloku, w którym doszło do tragedii

Funkcjonariusze, którzy przybyli na miejsce postanowili wezwać do pomocy policyjnych antyterrorystów. Dopiero około północy udało się wejść do mieszkania.

- Słyszeliśmy, że dziecko postrzelił w głowę – mówi mieszkanka bloku.

Ludzie, którzy znali policjanta Tomasza M., mówią, że był wzorowym funkcjonariuszem. W niektórych relacjach jednak pojawia się inny obraz mężczyzny.

- To był policjant z ludzką twarzą. On był bardzo lubiany! Zawsze „dzień dobry”, uśmiechnięty. To był niesamowity człowiek. Ktoś go doprowadził do takiego stanu, do tak zwanej białej gorączki doprowadził – uważa znajomy nieżyjącego policjanta.

– Niekiedy było słychać kłótnie, wydarcia, wyzwiska, a niekiedy było słychać, że bawią się z dzieckiem i wszystko jest tak, jak powinno być. A jakie on miał problemy, to nie wiemy już. Czy to był ten hazard? On krzyczał po prostu. Nie było słychać, co konkretnie. Jakieś jazdy takie były. On krzyczał, wyzywał ją, ale konkretnie, o co były awantury, to nie wiemy. Można się było spodziewać, że się coś wydarzy, ale że coś takiego to niekoniecznie – mówią nam mieszkańcy bloku, w którym doszło do tragedii.

- Właśnie rozmawiałam ze znajomym, on mówi, że ten policjant podobno się leczył psychicznie. Nie wiem, czy to jest prawda. Takie są pogłoski. Jeśli się leczył, to nie powinien pracować – opowiada inna mieszkanka bloku.

Badania psychologiczne policjantów są obowiązkowe tylko na etapie rekrutacji. Jednym z powodów do skierowania na nie funkcjonariusza będącego w służbie czynnej może być popełnione przez niego przestępstwo. Niestety, w tym przypadku procedura zawiodła.

- Mówimy o policjancie i policjantce już z kilkoletnimi stażami służby, którzy pełnili tę służbę bez żadnych zastrzeżeń. Byli wzorowymi funkcjonariuszami naszej jednostki.  Jeżeli osoba sama czuje taką potrzebę, ma możliwość udania się do psychologów, porozmawiania – informuje Mirosław Szymański oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Raciborzu.

Dziś wszyscy szukają odpowiedzi na pytanie, czy musiało dojść do tej tragedii. Jak wynika ze wstępnych, nieoficjalnych ustaleń, strzały padły z broni służbowej. 

- Każdy policjant ma prawo trzymania broni służbowej w swoim miejscu zamieszkania. Na chwilę obecną praktycznie wszyscy policjanci mają rozdysponowaną broń u siebie – mówi Mirosław Szymański, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Raciborzu.*

* skrót materiału

Reporter: Jan Kasia

jkasia@polsat.com.pl