Nękany przez sąsiada

Okaleczona twarz, krwotok, powybijane szyby. W taki sposób kończą się kłótnie 67-letniego pana Władysława z sąsiadem – Robertem Ch. Starszy mężczyzna twierdzi, że jest nękany od sześciu lat. Roberta Ch. nie jest w stanie uspokoić ani policja, ani sądowe wyroki.

67-letni Władysław Bała 15 lat temu kupił dom w malowniczo położonym Karwnie na Kaszubach. Jego sąsiadką była samotna staruszka. W 2009 roku wprowadził się do niej syn – Robert Ch., który bez zgody pana Władysława wyremontował dach domu. Pan Władysław nie wnosił sprzeciwu, nie chciał jednak zapłacić zawyżonego rachunku za wymianę dachu.

- Próbował sobie zrobić ze mnie tzw. dojną krowę. Jedno było takie pobicie, że miałem krwotok, którego długo nie można było opanować.  Dostałem  pięścią w twarz – twierdzi pan Władysław.

- Często robiliśmy grilla, piękna pogoda, robimy. Zaczynaliśmy grilla, myśmy to wszystko zostawiali, bo stał nad nami, wyzywał nas, rzucał kamieniami, jabłkami. Horror tam jest. Wybite zęby, pobite przedramię, zniszczone okulary, ja kopnięta w swoim własnym mieszkaniu. W każdej chwili możemy się spodziewać wszystkiego – twierdzi Danuta Hrycyk, współwłaścicielka mieszkania w Karwnie.

Pani Danuta i pan Władysław starają się nagrywać awantury. To fragment jednej z nich:

Roberta Ch.: A ty, baba jago, ty się chowaj, bo ty mnie prowokujesz.
Danuta Hrycyk: Ja przecież się w ogóle do ciebie nie odzywam.
Roberta Ch.: A ten dyktafon to se wsadź w d… Nagrywasz to, nagrywasz… (kopnięcie)
Danuta Hrycyk: Ja cię kopnę zaraz.

Władysław Bała jest inżynierem budownictwa na emeryturze. Jak twierdzi, od sześciu lat jest ofiarą nękania ze strony sąsiada, 42-letniego Roberta Ch. Tydzień temu, 10 kwietnia, pijany sąsiad obrzucił pana Władysława kamieniami w jego własnej kuchni.

- Siedziałem sobie w pokoju i nagle łomotanie do drzwi słyszę, kopnięcia, uderzenia pięściami. To się zaczęło powtarzać, serie uderzeń, kopnięć i cisza. Otworzyłem i wychyliłem się, żeby zobaczyć, czy to na pewno on. Jak mnie zobaczył, spróbował mnie uderzyć pięścią w twarz. Pierwszy kamień zbił szybę i trafił w garnek. W sumie rzucił cztery razy, to była premedytacja, to nie był jakiś odruch. Gdybym ja tym kamieniem dostał w twarz, to byłaby roztrzaskana, tak jak ten garnek – opowiada pan Władysław.

- Byłem pijany, to wie pani, nie ma znaczenia. Mógł wyjść, jak mężczyzna, na podwórko. Nie wyszedł. Jakby wyszedł, to nie wiem jakby się skończyło, ale tego by nie było. Przyznałem się. Policji powiedziałem, że to zrobiłem i tyle – mówi Robert Ch.

Mimo licznych interwencji policji, spraw w prokuraturze, skazujących wyroków za agresję - na Roberta Ch. nie ma mocnych. Miejscowa policja traktuje wezwania o pomoc jak kolejne incydenty w konflikcie sąsiedzkim.

- On w ten sposób się czuje jak macho, bo staruszka będzie walił po mordzie. Później kolegom przy piwie będzie się chwalił, jest macho we wsi. Ja muszę tam mieszkać albo to sprzedać i próbuję, ale to nie jest takie proste. W sumie to nic atrakcyjnego jeśli chodzi o mieszkanie i działkę – mówi pan Władysław.*

* skrót materiału

Reporterka: Małgorzata Pietkiewicz

mpietkiewicz@polsat.com.pl