„Pół człowieka” po wypadku. Bez odszkodowania

Ofiara wypadku samochodowego bez pieniędzy na godne życie. Pan Robert został potrącony przez samochód, gdy przechodził z rowerem przez nieoświetloną jezdnię. Potwierdzają to nawet kierowca i pasażer samochodu. Inaczej twierdzi jednak biegły sądowy. Według niego mężczyzna wtargnął na jezdnię rowerem. To jeden z powodów, dla których ubezpieczyciel odmówił wypłaty odszkodowania.

- Widzę połowę człowieka. Był osobą pełnosprawną, mógł zarobić na rodzinę, a w tej chwili jest przykuty do łóżka, do mieszkania, z którego nie może wyjść – mówi Barbara Saran-Kiełbasa, żona pana Roberta

44-letni Robert Kiełbasa z Bielska niedaleko Opola Lubelskiego 5 sierpnia 2014 roku uległ poważnemu wypadkowi. Jak twierdzi mężczyzna, kiedy prowadząc rower przechodził na drugą stronę drogi, potrącił go samochód prowadzony przez Łukasza L. Pan Robert trafił do szpitala aż na 8 miesięcy. Mężczyźnie amputowano obie nogi, zszywano wątrobę oraz pęcherz moczowy.

- Dojechałem do CPN, wypiłem pół piwa, resztę odstawiłem. Chciałem przejść przez szosę i wtedy się stało. Ja się normalnie obejrzałem, nie wiem skąd on się wziął. Musiał szybko jechać, skoro ja patrzyłem i go nie było, a później raptem się znalazł – opowiada pan Robert.

Prokuratura w Opolu Lubelskim umorzyła postępowanie w sprawie wypadku opierając się na opinii biegłego. A ten stwierdził, że pan Robert rowerem jechał, a nie go prowadził. Innego zdania jest kierowca samochodu, pasażer oraz sam poszkodowany.

Reporter: Pan Robert wg. pana szedł z rowerem? Prowadził go?
Łukasz L., kierowca: Tak jak zeznawałem. Mówiłem, że przechodził z jednej strony na drugą. Też nie wiem, skąd on się wziął na tej ulicy.
Reporter: Nie wie pan, skąd w opinii biegłego wzięło się, że pan Robert jechał na tym rowerze?
Łukasz L.: No, trudno mi powiedzieć. Nikt mnie nie pytał, czy faktycznie to była moja wina, czy pana Roberta.
Reporter: Znajomy, który z panem jechał zeznawał, że go widział, że on szedł z tym rowerem?
Łukasz L.: Ja też tak widziałem, że on szedł. Nie było prawdopodobne, żeby jechał tym rowerem.

- Fakty przeczą temu, co jest w opinii biegłego. Będziemy wnioskować o drugą opinię biegłego. Myślę, że biegły troszeczkę naciągnął fakty pod to, co chciał udowodnić – ocenia Andrzej Kesling z Europejskiego Centrum Pomocy Poszkodowanym.

Pan Robert z żoną i 4-letnim synem utrzymują się za 600 zł. Drogie leki i pieluchy pochłaniają większość pieniędzy ze szczupłego budżetu państwa Kiełbasów. Jedyną nadzieją było odszkodowanie od Towarzystwa Ubezpieczeń Liberty Ubezpieczenia. To fragment oświadczenie ubezpieczyciela:

„Zwracamy uwagę, że bezpośrednią przyczyną wypadku było wtargnięcie przez będącego pod wpływem alkoholu pana Roberta Kiełbasę na tor ruchu samochodu osobowego. Nie miał tutaj znaczenia fakt,  w jaki sposób pan Robert Kiełbasa się poruszał – czy prowadził rower, czy też na nim jechał. W związku z wykazaniem wyłącznej winy za wypadek poszkodowanego, zdecydowaliśmy o nieprzyjęciu odpowiedzialności za to zdarzenie.”

Pan Robert potrzebuje pieniędzy na leki, specjalne łóżko i rehabilitację. Rodzina nie ma łazienki, a pokój, w którym Kiełbasowie mieszkają we troje, nie jest przystosowany dla niepełnosprawnego. 

- Potrzebuje łóżka i wózka, żeby się poruszać po mieszkaniu. Przede wszystkim w  mieszkaniu powinna być łazienka i jeszcze jeden pokój – opowiada Barbara Saran-Kiełbasa, żona pana Roberta.

- Czy on widzi, jak ja się morduję? Niech spojrzy. Muszę się trzymać stelaża, żeby zejść z łóżka. Dziecka na ręce nie wezmę. Przez jego jazdę! Ile on ma lat, gnojek? – mówi rozżalony pan Rober.*

* skrót materiału

Reporter: Klaudia Szumielewicz

kszumielewicz@polsat.com.pl