Zamordował żonę, walczy o dzieci
Bradley E. wpadł w szał i nożem kuchennym zamordował swoją żonę. Zadał jej kilkanaście ciosów na oczach jednego z trojga dzieci. Został skazany na 2,5 roku więzienia, ale od roku jest wolny. I zawzięcie walczy o odzyskanie dzieci. Wciąż ma do nich większe prawa, niż pani Joanna, siostra zamordowanej kobiety, która została rodziną zastępczą dla dzieci.
- Chcę być z moimi dziećmi, a one chcą być z ze mną i z ciotką, a nie tylko z nią. Moje dzieci nie nienawidzą mnie za to, co się stało. Trudno uwierzyć, ale tak jest – mówi Bradley E., który zabił swoją żonę.
Na pozór byli szczęśliwą rodziną – pani Sylwia, jej mąż Bradley E. i ich troje dzieci. Mieszkali w jednej z podwarszawskich miejscowości. 12 stycznia 2013 roku doszło do tragedii. Bradley E. zamordował swoją żonę. Dzieci były w tym czasie w domu.
- Zaczął ją zabijać nożem kuchennym. Podszedł od tyłu, nawet nie twarzą w twarz. Zadał jej kilkanaście ciosów nożem. Ona się broniła. Jak chowałam moją siostrę, to pan z domu pogrzebowego powiedział, że nigdy wcześniej nie widział takiego ciała. Najgorsze, że wszystko widział średni syn – opowiada pani Joanna, która wychowuje dzieci zamordowanej siostry.
Powodem morderstwa i zadania kobiecie kilkunastu ciosów nożem miała być zazdrość. Według relacji siostry zmarłej kobiety trzy tygodnie przed tragedią małżonkowie zamieszkali osobno, chcieli się rozwieść. W dniu zabójstwa pokłócili się.
- Ona powiedziała, że jak się nie uspokoi, to zadzwoni po policję. To są jego słowa: wzięła telefon i powiedziała, że jak nie przestanie, to pozbawi go kontaktów z dziećmi. Na tym jego opowieść się kończy – mówi pani Joanna.
- Moje małżeństwo było udane. To był nasz wybór, żeby mieć dzieci. Każde z nich rodziło się co dwa lata, to nie był przypadek. Ich matki nie ma i ja zdaję sobie z tego sprawę. Czuję tę stratę każdego dnia. Ludzie tego nie rozumieją. Każdego dnia żałuję, że jej nie ma, ale to był wypadek – mówi Bradley E., skazany za zabicie żony.
Po śmierci pani Sylwii dzieci trafiły do swojej ciotki – siostry zmarłej, która została ich rodziną zastępczą. Mieszkają w dużym mieście, gdzie nikt nie wie, co przeszli. Po roku Bradley E. wyszedł z więzienia. Odpowiadał z wolnej stopy. Niedawno zapadł wyrok w tej bulwersującej sprawie. Sąd w Warszawie skazał mężczyznę za zabójstwo w afekcie na 2,5 roku więzienia.
- Sąd uznał, że oskarżony działał w stanie silnego wzburzenia, usprawiedliwionego okolicznościami i dlatego wymierzył taką karę – informuje Marcin Łochowski, rzecznik Sądu Okręgowego Warszawa-Praga.
Po śmierci pani Sylwii sąd z urzędu wszczął postępowanie w sprawie pozbawienia Bradleya E. praw rodzicielskich. Ale sprawa toczy się do dzisiaj.
- Z punktu widzenia prawa ja mam pieczę nad dziećmi, a on ma pełnię praw, jest ich prawnym opiekunem i to jest
paradoks. Osoba, która zabija matkę dzieciom, nie jest z automatu pozbawiona praw do dzieci. On mówi dzieciom, że one wrócą i będą tworzyć rodzinę. Jaką rodzinę? – pyta pani Joanna, która wychowuje dzieci.
Kiedy po roku od zabójstwa Bradley E wyszedł z więzienia, zażądał kontaktów z dziećmi. A ponieważ nie jest pozbawiony praw rodzicielskich, ma do tego prawo.
- Wiem, że szkoda, że tak się stało. Jest pusto. Miałem troje dzieci biegających tu wkoło tęsknię za tym każdego dnia. Moja szwagierka myśli, że to wspaniale, żebym nie widział dzieci, żeby zabrać mi prawa rodzicielskie - mówi Bradley E.
Od marca zeszłego roku dzieci spotykają sie z ojcem pod nadzorem koordynatora rodzin zastępczych. Poprosiła o to siostra zamordowanej kobiety.
Zgodnie z wyrokiem Bradley E. ma do odsiedzenia jeszcze 13 miesięcy więzienia. Pani Joanna obawia się, że kiedy wyjdzie, będzie chciał odebrać jej dzieci.
- Skoro on to zrobił mojej siostrze, to ja nie wiem, czy się nie zdenerwuje i nie zabije np. najmłodszego dziecka – mówi pani Joanna.
Reporter: Paulina Bąk