Śmierć noworodka. Wypisali z tętniakiem mózgu!

Kacper Siwiec wyglądał na zdrowego noworodka. Dostał 10 punktów w skali Apgar. Lekarzy z Nowej Soli niepokoiła czerwona plama na twarzy dziecka, dlatego odesłali je na badania do szpitala im. Jonschera w Poznaniu. Tam ustalono, że Kacper ma tętniaka mózgu. Co zrobił szpital z tak poważnym przypadkiem? Odesłał chłopca do domu. Sześć dni później tętniak pękł. Kacper, mimo operacji, zmarł.

W niedzielę 22 lutego w szpitalu w Nowej Soli przyszedł na świat Kacper Siwiec. Chłopczyk został oceniony na 10 punktów w skali Apgar. Wszystko wskazywało na to, że jest zdrowy. Jedynym problemem wydawała się być czerwona plama, którą chłopczyk miał na buzi.

Lekarze ze szpitala w Nowej Soli, nie mogąc dokładnie ustalić co dolega Kacprowi, skierowali go na badanie rezonansem magnetycznym do szpitala im. Jonschera w Poznaniu.

- Po tym rezonansie lekarz pytał Pauliny czy dziecko je, czy wymiotuje? Paulina powiedziała, że nie, bo takich objawów nie miał. Kacpra wypisali ze szpitala, na rozpoznaniu napisane jest: stan ogólny – dobry. Nie wypisali dziecka z informacją, że skierowano do dalszego leczenia klinicznego czy operacyjnego, tylko do poradni neurologicznej – opowiada Marek Sołtys, dziadek Kacpra.

- Wypisali nas tak o, po prostu, bez żadnych informacji, beż żadnych zaleceń, bez niczego. Powiedzieli, żeby się nie martwić, jechać do domu, a oni za trzy dni wyślą pocztą wyniki rezonansu – dodaje Radosław Siwiec, ojciec Kacpra.

Po sześciu dniach od wypisu, stan Kacpra nagle bardzo się pogorszył. Rodzice zdecydowali się wezwać pogotowie.

- Rano chcę małego przewinąć, nakarmić, a on był taki lejący się. Jak go się brało na ręce, to po prostu się przelewał - opowiada pani Paulina, matka Kacpra.

Kacper zostaje przewieziony do szpitala w Nowej Soli. Tam jednak lekarze nie są w stanie udzielić mu skutecznej pomocy i odsyłają chłopca do szpitala specjalistycznego w Zielonej Górze, gdzie zapada decyzja o natychmiastowej operacji.

- Takie małe dziecko i operację ma mieć, otwieraną głowę, to już wiedzieliśmy, że sytuacja jest ciężka. Nadzieja zawsze umiera jednak ostatnia – opowiada Radosław Siwiec. Niestety, po operacji ojciec Kacpra nie miał już złudzeń: „Wtedy to już wiedziałem. Patrzyłem na ten monitor i to po prostu aparatura go utrzymywała przy życiu. Gdyby nie mieli takiego sprzętu, to już by umarł, na stole operacyjnym”.

- Kacper przeżył 23 dni – dodaje dziadek Marek Sołtys.

Dyrekcja szpitala w Poznaniu odmawia komentowania sprawy. Pan Marek, dziadek Kacpra złożył zawiadomienie do prokuratury.

- To dziecko powinno żyć. Urodziło się z tyloma punktami i powinno żyć i lekarze powinni byli je uratować, bo było do uratowania. Trzeba coś z tym zrobić. W ten sposób lekarze nie mogą postępować, żeby wypisywać dziecko ze szpitala w takim stanie – mówi pan Marek.

- Wypisali go bez informacji,  że to może pęknąć, nie dostaliśmy żadnej informacji – podsumowuje pan Radosław, ojciec Kacpra.*

* skrót materiału

Reporter: Jan Kasia

jkasia@polsat.com.pl