Krok to metr. Tak straż miejska wystawia mandaty!
Pan Igor Włoch nie przyjął mandatu za zaparkowanie samochodu zbyt blisko ronda, bo strażnicy miejscy nie potrafili wytłumaczyć, w jaki sposób zmierzyli odległość. Mężczyzna już dwa razy wygrał w sądzie. Podczas rozpraw strażnicy tłumaczyli, że odległość ustalili „na oko“... odmierzając kroki. Fachowego pomiaru dokonał biegły. Okazało się, że samochód stał prawidłowo.
W zeszłym roku Igor Włoch zaparkował swój samochód w pobliżu ronda Giedroycia w Kielcach. Był przekonany, że zaparkował prawidłowo, ale kiedy wrócił, za wycieraczką zobaczył wezwanie od straży miejskiej.
- Pełen zaufania do straży miejskiej pomyślałem że trudno popełniłem wykroczenie, zapłacę stuzłotowy mandat. Czysto informacyjnie zapytałem tej pani, w jakiej odległości od skrzyżowania stałem. Niestety, jedyną odpowiedzią tej pani było potrojenie wysokości mandatu do maksimum, czyli 300 zł – opowiada pan Igor.
Czując, że sprawa skończy się w sądzie, kierowca postanowił nagrywać rozmowę z funkcjonariuszami. Domagał się rozmowy ze strażnikiem, który przeprowadził interwencję. Ten nie chciał wytłumaczyć, na jakiej podstawie ustalił odległość samochodu od ronda.
- Przyznaję, że to jest niedociągnięcie strażników. Kiedy skończy się cała sprawa, jeszcze raz z nimi porozmawiam, bo jest to niedopuszczalne. To są młodzi strażnicy, nie umieli tego obronić, porozmawiać z tym obywatelem, może by to inaczej się potoczyło – mówi Wojciech Bafia, zastępca komendanta straży miejskiej w Kielcach.
Pan Igor mandatu nie przyjął. Straż miejska skierowała sprawę do sądu. W pierwszej instancji sąd uniewinnił kierowcę, ale z takim orzeczeniem strażnicy nie mogli się pogodzić.
- Straż miejska tłumaczyła, że wystawiła ten mandat „na oko”, dokładnie tak jest powiedziane. Stwierdzili, że ta odległość musi być mniejsza niż 10 metrów. Były pewne rozbieżności. Jeden strażnik stwierdził, że z doświadczenia w takich sytuacjach to stwierdził, drugi, że mierzył, ale w sposób chałupniczy. Stwierdził, że jeden krok to jest metr, a ponieważ zrobił siedem kroków, to wyszło siedem metrów – informuje Marcin Chałoński z Sądu Okręgowego w Kielcach.
Straż miejska złożyła apelację. Sprawa zaczęła się od nowa. Sąd powołał biegłego, który stwierdził, że pan Igor zaparkował prawidłowo – dokładnie 10 metrów 26 centymetrów od skrzyżowania.
- Ja sobie przeliczyłem. Wyszło mi, że w sumie ta sprawa kosztowała skarb państwa już około 6 000 zł. A przypominam, że mandat wahał się między 100 a 300 zł – mówi pan Igor.
W zeszły czwartek sąd po raz drugi uniewinnił pana Igora. Ale straż miejska nie składa broni.
- Złożyliśmy wniosek o uzasadnienie wyroku i zobaczymy, co dalej. Prawdopodobnie będziemy się odwoływać. Walczymy, bo jesteśmy przekonani, że zostało złamane prawo. Taka jest nasza rola. Natomiast jeśli prawomocny wyrok będzie na naszą niekorzyść, to przyjmiemy to, jak to się mówi, na klatę – zapowiada Wojciech Bafia, zastępca komendanta straży miejskiej w Kielcach.
- Można było stwierdzić: cóż pomyliliśmy się, ale można też iść w zaparte i twierdzić, że sąd się myli, obwiniony się myli, myli się biegły, ale my nie mylimy się na pewno – komentuje pan Igor.
Mężczyzna, zdenerwowany postępowaniem strażników miejskich, napisał pismo do urzędu miar i wag. Zapytał, czy strażnicy mogą mierzyć odległość krokami i przeliczać kroki na metry.
- Krok nie jest dopuszczoną jednostką miary. Nie można, wyrażać wartości długości w krokach – mówi Paweł Sarek, naczelnik Obwodowego Urzędu Miar w Kielcach.
- Przyznaję, że nie było tych urządzeń. Po tej sytuacji zakupiliśmy urządzenia pomiarowe, każdy patrol ma je na pokładzie. Nie są zalegalizowane, to zwykłe, ogólnodostępne urządzenia Wojciech Bafia, zastępca komendanta straży miejskiej w Kielcach.
- To oznacza, że wszystkie mandaty wystawione w Kielcach przez straż miejską od począku jej istnienia, dotyczące pomiaru odległości, zostały wystawione w sposób nielegalny – podsumowuje pan Igor.*
* skrót materiału
Reporter: Paulina Bąk