Gigantyczny rachunek za szpital sprzed 16 lat!

Pielgrzymka do Włoch może zrujnować dwie Polki z Chodcza koło Włocławka. Kobiety dostały wezwania do zapłaty za pobyt w szpitalu. Każda ma zapłacić około 13 tys. zł. Kobiety są w szoku, bo wyjazd odbył się… 16 lat temu, a pielgrzymi byli ubezpieczeni.

W lipcu 1999 roku Agata Jankowska i Jadwiga Sobczak z Chodcza pojechały na pielgrzymkę do Włoch, organizowaną przez miejscową parafię. W drodze do Włoch kobiety zatruły się śniadaniem serwowanym w hotelu w Pradze.

- Wszystko było dobrze do Czechosłowacji. Tam była nasza pierwsza baza noclegowa. Po śniadaniu pojawiły się kłopoty żołądkowe. Miałam bardzo wysoką temperaturę. Lało się górą i dołem z człowieka. W hotelu we Włoszech pracowała Polka, która z nami pojechała do szpitala – wspomina pani Agata Jankowska.

- Mnie to już złapało w Austrii. Miałam ostrą biegunkę, ale jakoś dojechałam do tej Florencji. Dopiero w hotelu mnie tak wzięło: temperatura, drgawki, biegunka. Inni mieli słabsze objawy, ale też odczuwali - mówi pani Jadwiga.

Po czterodniowym pobycie w szpitalu we Włoszech obie kobiety dołączyły do reszty wycieczki. Po powrocie do domu biuro podróży, które dziś już nie istnieje, zwróciło obu paniom koszty pielgrzymki. Pani Agata i pani Jadwiga szybko o sprawie zapomniały.

- Aż tu nagle dostałam zawiadomienie, że mam się stawić do biura ubezpieczeń Warta w Włocławku. Dotarłam do biura. Tamta pani wypełniała jakieś druki, pytała m.in. czy brałam jakieś leki w czasie jazdy. Napisała i nie wiem, co z tym dalej zrobiła – mówi pani Jadwiga.

Po 16 latach od wycieczki, w kwietniu tego roku, obie panie otrzymały pisma z włoskiego szpitala, wzywające do natychmiastowej zapłaty za czterodniowy pobyt u nich. Każda z pań musi zapłacić około 13 tysięcy złotych.

- Ze szpitala nie dostałam wówczas żadnego rachunku, przez te lata nie było ani upomnienia, ani ponaglenia. Dopiero przyszło mi to pismo po włosku, poleconym listem. To jest nieosiągalna dla mnie kwota, ja nawet dochodu rocznego tyle nie mam – mówi pani Jadwiga.

- Ja z początku myślałam, że to jest żart primaaprilisowy, ale niestety. Okazało się,że to wezwanie do zapłaty. Straszą nas, żeby tego nie zbagatelizować, bo oddadzą sprawę do sądu i koszty wzrosną. Miałam 20 dni na zapłatę, termin już minął. My nie jesteśmy winne. Ktoś podjął odpowiedzialność, że zorganizował wycieczkę. Gdybym ja wiedziała, że jest nieubezpieczona, to na pewno bym dokupiła sobie ubezpieczenie albo zastanowiła się nad wyjazdem – mówi pani Agata.


- My, jako biuro podroży organizujące wówczas ten wyjazd, dokonaliśmy wszelkich formalności. Impreza wyjechała ubezpieczona, a to zdarzenie zostało zgłoszone. To Warta prowadziła dalej wszelkie konsultacje i korespondencje ze szpitalem. Od momentu, kiedy następuje zgłoszenie z polisy ubezpieczeniowej, że ktoś znajduje się w jakiejś placówce, my już nie możemy w tym uczestniczyć. Wtedy szpital kontaktuje się bezpośrednio z ubezpieczalnią - powiedział nam były pracownik nieistniejącego biura podroży.

Pani Agata i pani Jadwiga boją się, że nie unikną opłaty za leczenie. Zwróciliśmy się do strony włoskiej, jak również do towarzystwa ubezpieczeń Warta z prośbą o wyjaśnienie kwestii spornych rachunków.

Fragment oświadczenia TUiR Warta”

„(…) Mogę tylko poinformować, że sprawę wyjaśniamy i nie zostawimy naszych klientek samych z tym problemem. Już dziś przekazaliśmy telefonicznie klientce pierwsze informacje na temat już podjętych i planowanych działań. Przygotowujemy też stosowne pisma w tej sprawie (…).”

- Jesteśmy firmą współpracującą ze szpitalem, który zwrócił się do nas z prośbą, żebyśmy odzyskali te pieniądze. Podczas przeprowadzenia kontroli najwyraźniej zorientowano się, że faktura nigdy nie została opłacona – powiedziała nam przedstawicielka włoskiej firmy windykacyjnej.

- Według prawa polskiego i włoskiego roszczenie jest już dawno przedawnione. Nie można skutecznie domagać się wyegzekwowania roszczenia. Prawdopodobnie szpital liczy na to, iż nieznajomość prawa szkodzi. I przez to, że panie nie znają swoich praw w sposób dostateczny pod wpływem presji nacisku, zapłacą – mówi Przemysław Ligęzowski, radca prawny.

- Jak mam się nie przejmować? Jaką mam gwarancję, że za 10 lat ten rachunek się nie zwielokrotni i nie przyjdzie znowu? – pyta pani Agata.*

* skrót materiału

Reporter: Klaudia Szumielewicz

kszumielewicz@polsat.com.pl