W związku z treścią tego reportażu toczy się postępowanie sądowe o ochronę dóbr osobistych notariusza.
Z dnia na dzień stały się bezdomne

Agnieszka Rosiak wraz z 77-letnią matką, panią Wandą chciały uniknąć komorniczej licytacji mieszkania. Lokal sprzedały za nieco wyższą kwotę małżeństwu P. Nowi właściciele, zgodnie z umową, spłacili dług u komornika. Problem w tym, że nie zapłacili kobietom pozostałych 78 tys. zł. Pani Agnieszka i pani Wanda z dnia na dzień trafiły na ulicę.

40-letnia Agnieszka Rosiak razem ze swoją 77-letnią matką, panią Wandą pochodzą z  Warszawy. Ich problemy zaczęły się w 1998 roku, kiedy pani Agnieszka miała przeszczep nerki. W jego wyniku stopniowo pogarszał się jej wzrok.

- Była po przeszczepie. Lekarstwa powodowały, że traciła wzrok. Wpadłam na pomysł, żeby jechać do Berlina, do Wiednia. Wzięłam pożyczki 2500 zł, 3 000 zł i żeśmy pojechały – mówi pani Wanda.

- Cały czas spłacałam te pożyczki i jakoś sobie dawałyśmy radę. Przestałam w 2012 roku, kiedy zaczęłam poważnie chorować. Zadłużenie urosło do 149 tys. zł – opowiada pani Agnieszka.

Komornik wystawił mieszkanie pani Wandy na licytację. Jednak przed licytacją do jej drzwi zapukało małżeństwo P. Zaproponowało kwotę nieco przewyższającą propozycję komornika i załatwienie wszelkich formalności.

- Streścili krótko, że chcieliby nabyć mieszkanie przed licytacją. Proponowali 17-metrowe mieszkanie w Piastowie, pomoc we wszystkich sprawach formalnych, w przeprowadzce, mieli się wszystkim zająć. W akcie notarialnym jest zapis o 244 tys. zł. My nie dostałyśmy jeszcze ani złotówki, tylko komornik dostał 150 tys. zł - twierdzi pani Agnieszka.

- Pieniądze miały wpłynąć 25 sierpnia 2014 roku, wtedy panie miały przekazać mieszkanie. Myśmy mieli wpłacić im 78 tys. zł. Pojechałem z synem, byłem do tego przygotowany. Ponieważ pani mieszkania nie przekazała, nie chciała opuścić mieszkania, nie usunęła mebli,  ja im tych pieniędzy nie wpłaciłem – powiedział nam Józef P., nowy nabywca mieszkania.

- 27 kwietnia pan komornik przyszedł w asyście policji i podczas naszej nieobecności, my byłyśmy w sądzie, zmienił zamki. W ten sposób stałyśmy się osobami bezdomnymi – opowiada pani Agnieszka.

Pani Wanda twierdzi, że podpisała akt notarialny, bo sie bała. Jak się później okazało. w akcie notarialnym nie ma mowy o żadnym mieszkaniu w Piastowie. Nie ma także daty wpłaty pieniędzy – 78 tysięcy złotych. Według prawnika pani Wandy, który zajął sie sprawą  - w akcie są nieprawidłowości i sądownie próbuje go uchylić.

- My się z tymi zarzutami absolutnie nie zgadzamy, dlatego że cała procedura zakupu trwała 6 miesięcy. Zarzuty są irracjonalne. W akcie notarialnym umowy sprzedaży jest zapisane, że kwota 78 tys. zł staje się wymagalna i podlega wypłaceniu tego dnia, kiedy panie opuszczą lokal, opróżnią go z rzeczy oraz się wymeldują – tłumaczy Bartosz Znojkiewicz, mecenas Józefa P., nabywcy mieszkania.

- Dlatego nie opuściłyśmy tego mieszkania? Ponieważ poinformowano mnie, że ten akt jest nieważny, niesymetryczny, nie ma tam daty, do której państwo wpłacą nam pieniądze - mówi pani Agnieszka.

- Nie wierzę takim rzeczom, ja robię rzeczy dobrze. Tam jest data – zapewnia notariusz, u której podpisywany był akt notarialny.

Sprawdziliśmy akt – daty nie ma. Kupujący mieszkanie pan Józef  twierdzi, że nikogo nie chciał oszukać. Według niego panie Rosiak od początku nie chciały się wyprowadzić, a jedynie spłacić jego pieniędzmi zadłużenia komornicze. Sprawą zajmuje się już sąd i prokuratura.*

* skrót materiału

Reporter: Dominika Grabowska

dgrabowska@polsat.com.pl