Upośledzona, bo lekarka wiedziała lepiej…

Pięcioletnia Weronika cudem przeżyła skandalicznie przeprowadzony poród w szpitalu w Jarocinie. Dostała 1 punkt w skali Apgar. Do końca życia będzie upośledzona. W 2010 roku pani Anna domagała się, by ze względu na nietypowe położenie dziecka, lekarka dokonała cesarskiego cięcia. Lekarka wiedziała jednak lepiej. Dziś dalej pracuje w zawodzie.

Weronika ma 5 lat, ale jej rozwój zatrzymał się na etapie dwulatki. Kiedy w październiku 2010 roku jej mama – 35-letnia pani Anna Zaradniak – trafiła do jarocińskiego szpitala, była przygotowana na cięcie cesarskie, bo wiedziała, że dziecko ułożone jest nietypowo.

- Tłumaczyłam pani doktor, że jest miednicowe ułożenie dziecka, ale pani żadnego USG nie przeprowadziła. Zrobiła badanie ginekologiczne. Po nim stwierdziła, że nie będzie żadnych komplikacji, że będzie wszystko dobrze – opowiada pani Anna.

- Żona zaczęła rodzić, powiedziała, że czuje się słabo, że źle jej się robi. Pani doktor stwierdziła, że nie chce współpracować, że wymyśla – mówi Jacek Zaradniak, tata Weroniki.

- Był nawet taki moment, że straciłam przytomność, nie wiem, co się działo. Jak się ocknęłam, to miałam założoną maskę z tlenem. Córka urodziła się czarniutka. Tylko mi ją w biegu pokazali i lecieli do inkubatora – dodaje pani Anna.

Stan Weroniki był krytyczny. Dostała 1 punkt w skali Apgar. Urodzona nie przez cesarskie cięcie miała ciężką zamartwicę, niedotlenienie i znikome szanse na przeżycie.

- Weronika bardzo późno zaczęła chodzić, około 3 lat miała, raczkować też niewiele wcześniej – mówi pani Anna.

- Niestety, cały czas jest na pampersach, bo nie czuje potrzeb fizjologicznych. Gdziekolwiek zajedziemy, czy to będą rehabilitanci, czy jacyś specjaliści, każdy się dziwi, dlaczego w jarocińskim szpitalu nie zrobili cesarki – dodała pan Jacek.

Dlaczego nie było cesarki? Okazuje się, że pani doktor nie miała doświadczenia, a nawet specjalizacji. Nadzorujący ją lekarz, ówczesny ordynator, był wówczas… w domu. Zbulwersowani rodzice zgłosili sprawę prokuraturze. Ta nie dopatrzyła się przestępstwa.

- Biegły stwierdził, iż działania lekarza nie nasuwały zasadniczych zastrzeżeń, uznał, iż właściwe jest uznanie, że nie doszło do wyczerpania znamion przestępstwa. W powstałej sytuacji wydane zostało postanowienie o umorzeniu śledztwa – tłumaczy Janusz Walczak, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Ostrowie Wielkopolskim.

Ale państwo Zaradniakowie się nie poddali. Zgłosili sprawę Izbie Lekarskiej. Ta powołała swojego biegłego, który w przeciwieństwie do tego z prokuratury, nie zostawił na lekarzach suchej nitki.

- Wydaliśmy orzeczenie skazujące obwinioną. Wyznaczyliśmy jej wysoką karę pieniężną – mówi Lucyna Kuźnicka-Hałaburda z Okręgowego Sądu Lekarskiego przy Okręgowej Izbie Lekarskiej w Szczecinie.

Przed rodzicami Weroniki długa walka o odszkodowanie od szpitala. Próbowaliśmy rozmawiać z lekarzem, który miał nadzorować poród. Ówczesny ordynator dziś awansował i jest kierownikiem ds. medycznych w jarocińskim szpitalu. Pan doktor nie widział potrzeby rozmowy, bo winny się nie czuje. A pani doktor, która poród prowadziła? Lekarka w jarocińskim szpitalu już nie pracuje. Z zawodem się jednak nie rozstała.

- Cały czas jest lekarzem. Pracuje w Niemczech, robi aplikację – twierdzi pan Jacek, tata Weroniki.

- Gdyby pani doktor pracowała u nas w szpitalu, to należałoby powołać komisję, która by przeanalizowała sprawę. Ponieważ tutaj nie pracuje, nie ma takiej potrzeby – powiedział nam przedstawiciel dyrekcji Szpitala Powiatowego w Jarocinie.

- Dopóki będę mógł, będę walczył. Nie pozwolę zamieść tej sprawy pod dywan – zapowiada pan Jacek.*

* skrót materiału

Reporter: Irmina Brachacz-Przesmycka

ibrachacz@polsat.com.pl