Toaleta za 100 tys. zł! Inwestycyjny bubel za 5,5 mln. zł
Władze Nowej Dęby koło Tarnobrzega wydały 5,5 miliona złotych na rewitalizację plant i parku Koziołka Matołka. Ceny poszczególnych elementów szokują. Jedna publiczna toaleta kosztuje ponad 100 tys. zł. Inwestycja pełna jest błędów i niedociągnięć.
Czy można wydać 205 tysięcy złotych na dwie toalety, 25 tysięcy złotych na trzy metalowe słupki, 82 tysiące na czterdzieści koszy na śmieci, czy 24 tysiące złotych za dziesięć stojaków na rowery? Okazuje się, że tak! Władze Nowej Dęby koło Tarnobrzega właśnie takie luksusy zafundowały mieszkańcom. W sumie wydano 5,5 mln zł.
- W przypadku toalet to było 100 tys. zł za sztukę. Miały mieć podgrzewaną podłogę. Ale już po podpisaniu umowy, bez aneksu, miasto zgodziło się, żeby wykonawca zrobił gorszy produkt, bez podgrzewanych podłóg, bez ciepłej wody. Nie ma okna, bezdotykowej umywalki – wylicza Marek Ostapko, prezes Stowarzyszenia Przyjazny Samorząd, mieszkaniec Nowej Dęby.
Reporter: 100 tys. zł kosztuje tutaj mieszkanie dwupokojowe na rynku wtórnym, sprawdziłem.
Wiesław Ordon, burmistrz Nowej Dęby: Jeżeli mieszkańcom potrzebna jest toaleta która kosztuje określoną kwotę pieniędzy to musiałem to zrobić. Gdzie mają chodzić, do wychodka panie redaktorze?
Burmistrz tłumaczy, że gmina ogłosiła przetarg w 2013 roku na rewitalizację miejscowych plant i sąsiadującego z nimi parku Koziołka Matołka. Firma, która wygrała przetarg zaoferowała 5,5 miliona złotych. W tej właśnie ofercie znalazły się kosztowane elementy, jak toalety, czy słupki parkingowe. 70-procent inwestycji sfinansowała Unia Europejska.
- Miasto zapłaciło za 3 słupki 25 tysięcy zł. Ich wartość to maksymalnie 700 zł z robocizną – mówi Marek Ostapko, prezes Stowarzyszenia Przyjazny Samorząd.
- Można to określić jako wyrzucenie pieniędzy w błoto i niegospodarność. Miasto powinno te słupki ubezpieczyć, bo to najdroższe słupki w Polsce – dodaje Wojciech Łaskarzewski, dziennikarz Faktu.
- Nie kupowaliśmy trzech słupków, tylko kupowaliśmy cały projekt i w tym projekcie znalazły się te trzy słupki. Wybrana została oferta najniższa cenowo. Była to oferta o charakterze ryczałtowym. Gmina nie miała możliwości negocjowania tej kwoty – twierdzi Wiesław Ordon, burmistrz Nowej Dęby.
Urzędnicy odebrali inwestycję, mimo licznych błędów i niedociągnięć wykonawcy. Okazuje się, że terenu nie odwodniono, wybudowano krzywe ławki i murki okalające plac. Zamontowane wadliwie płyty zapadały się, a nawierzchnia w wielu miejscach popękała.
- Zamieniony został beton na gorszy, także światła. W sumie zamieniono 41 procent tej inwestycji na tańsze i gorsze materiały – mówi Marek Ostapko, prezes Stowarzyszenia Przyjazny Samorząd.
Reporter: Niedziałające oświetlenie?
Wiesław Ordon, burmistrz Nowej Dęby: Oświetlenie działało.
Reporter: Jak to możliwe, że 4 dni później było naprawiane, widać na zdjęciu.
Burmistrz: To się może zdarzyć.
Reporter: Popękane płyty też? Odwrotnie założone.
Burmistrz: Może nie sprawdzili.
Reporter: A powinni, bo to publiczne pieniądze. A murek? Jak można było odebrać taką fuszerkę?
Burmistrz: Zatrudniamy specjalistów, czyli inspektorów budowlanych i oni uznali, że można to odebrać. Dziś mam inne zdanie.
Miasto musiało wydać dodatkowe 400 tysięcy złotych na naprawę tandetnie wykonanego remontu parku i plant. Mimo to do tej pory wszystkich wad nie usunięto.
- Trudno mi mówić, że cała dotacja będzie odebrana. Nie możemy odebrać dotacji, za coś co został zrobione dobrze, nawet jak większość jest wykonane źle - mówi Tomasz Leyko z Urzędu Marszałkowskiego Województwa Podkarpackiego.
Dwa dni temu podczas sesji rady miasta na temat kontrowersyjnej inwestycji rozgorzała burzliwa dyskusja. Radnych poinformowano, że zakupione przez miasto toalety za ponad sto tysięcy złotych za sztukę, można kupić bezpośrednio u producenta wraz z montażem za 30 tysięcy złotych.
- Chciałbym zapytać pana burmistrza, czy panu nie wstyd odbierać coś takiego? I płacić za to 5,5 miliona złotych. Jak nazwać odebranie tej inwestycji? Pan mówił w mediach że nie widział pan krzywych murków. To co zasłoniło panu oczy? – pytał podczas sesji Marek Ostapko, prezes Stowarzyszenia Przyjazny Samorząd.
O tej bulwersującej sprawie poinformowaliśmy Centralne Biuro Antykorupcyjne. Agenci CBA nie mieli pojęcia o takim marnotrawieniu publicznych pieniędzy i zapowiedzieli natychmiastowe działania.
- Widać niedbalstwo wykonania, widać, ze zostało to zrobione nieprecyzyjnie. Zamówienia publiczne podlegają analizie CBA, zapewniam, że zajmiemy się tym, przeanalizujemy bardzo wnikliwie i skrupulatnie – powiedział Jacek Dobrzyński z Centralnego Biura Antykorupcyjnego.*
* skrót materiału
Reporter: Artur Borzęcki