Polski bałagan. Ginie człowiek – nie ma winnych

Strach wychodzić na ulicę. 27-letni mężczyzna zginął w Białymstoku przygnieciony przez słup energetyczny, który był zbyt płytko wkopany w ziemię. Prokuratura nie potrafiła ustalić, kto montował słup. Za śmierć mężczyzny nikt nie poniesie więc odpowiedzialności.

Pani Barbara z Białegostoku została sama. Mąż i córka wyjechali do pracy za granicą. Jej 27-letni syn Karol został w kraju. Założył małą firmę budowlaną. Niestety latem ubiegłego roku mężczyzna zginął, a za tę śmierć nikt nie poniósł odpowiedzialności.

Jest 17 lipca ubiegłego roku. Pan Karol kończy właśnie pracę przy przebudowie ulicy Trawiastej w Białymstoku. W pewnym momencie na mężczyznę przewraca się betonowy słup.

- Syn przez pięć dni leżał pod aparaturą, liczyliśmy się z tym, że umrze. Z córką podjęliśmy decyzję, żeby oddać jego organy – opowiada pani Barbara.

Śledztwo prokuratury miało ustalić, czy były jakieś nieprawidłowości podczas prac budowlanych. Żadnych uchybień jednak nie stwierdzono. Okazało się natomiast, że feralny słup nie miał właściciela. Nie przyznaje się do niego ani firma energetyczna, ani telekomunikacyjna, a kable tej ostatniej na tym słupie wisiały.

- Okazało się, że to firma Orange, dawna TP SA. Do linii wstawiono słup, który był ścięty. To nie był słup telekomunikacyjny, tylko energetyczny. Na pewno był nieprawidłowo wsadzony, bo zaledwie na 40 cm – mówi pani Barbara. 

- Prokurator zrobił wszystko, co było możliwe w tej sprawie. Zwrócił się do wszystkich podmiotów, których urządzenia znajdowały się na tym słupie, żaden nie potrafił powiedzieć, czy to był jego słup, czy nie jego – mówi Anatol Pawluczuk z Prokuratury Rejonowej Białystok-Północ.

- Ktoś wstawił w miejsce naszego słupa inny słup. My nie mamy jednego słupa, mamy ich miliony i nie wiemy, co tam się dzieje – powiedział nam przedstawiciel firmy Orange.

W tej sytuacji prokurator śledztwo umorzył. Rodzina złożyła zażalenie na tę decyzję do sądu, ale sędzia zażalenia nie uznał za zasadne.

- Doszło do specyficznego wypadku, tak to oceniła prokuratura i do tego przychylił się sąd. Słup, który przewrócił się na pokrzywdzonego, był nieprawidłowo posadowiony. Prokuratura nie była w stanie ustalić, kiedy doszło do postawienia tego słupa – mówi Wiesław Żywolewski z Sądu Okręgowego w Białymstoku.

Pani Barbara nie może się pogodzić z tym, że nikt nie poniesie odpowiedzialności za śmierć jej syna. Swoje oburzenie wyrażają też sąsiedzi i przyjaciele rodziny.

- Zginął dobry człowiek, który służył naszej społeczności i nagle się okazuje, że nic się nie stało. On powinien z nami tutaj być. Takie wypadki nie powinny zdarzać się ludziom na ulicy – mówi jedna z sąsiadek.

- Taki złamany słup, niezakryta studzienka, bądź niezamocowana bramka na boisku, mogą być przyczyną śmierci naszych dzieci. Chcemy żyć w normalnym kraju, że gdzie ktoś za coś odpowiada – dodaje inna.

Prokuratura i sąd okazały się bezradne. Nie ustalono właściciela słupa, więc nie ma kogo oskarżyć o spowodowanie tego tragicznego wypadku. I dla białostockiego wymiaru sprawiedliwości ta sprawa jest już zamknięta.*

* skrót materiału

Reporter: Michał Bebło

mbeblo@polsat.com.pl