Poszukiwany gangster stawia warunki powrotu!

Marcin K. to zdaniem policji jeden z przywódców „gangu Kulawego”. Mężczyzna został skazany za zabicie dwóch osób, ale wyszedł na wolność z powodu... urazu nogi. I zniknął! Rozesłane za nim listy gończe w niczym nie pomogły. Niedawno Marcin K. przesłał sędziemu komunikat. Łaskawie obiecał stawić się na ruszający od nowa proces pod warunkiem, że będzie odpowiadał z wolnej stopy. A sąd się zgodził.

Kisielice to mała miejscowość w pobliżu Olsztyna. Choć niepozorna, zdaniem policji przez lata była siedzibą jednego z największych gangów w Polsce. Wszystko za sprawą  Jana R. – pseudonim „Kulawy”.

- Proszę pana, nikt nigdy w życiu na mnie Kulawy nie mówił. Ja nigdy nikomu nie zrobiłem żadnej krzywdy – zapiera się Jan R., którego odwiedziliśmy w celi.

- „Kulawy” miał cztery metody przesłuchań. Pierwszą metodą było wbijanie igieł pod paznokcie, ściskanie kombinerkami paznokci. Ostatnią metodą było wiercenie wiertarką w stawach – opowiada Lucyna B., żona zabitego biznesmena.

- Jeszcze w latach PRL-u doznał wypadku samochodowego, w wyniku którego został sparaliżowany i trafił na wózek inwalidzki. To nie przeszkadzało mu zarządzać bardzo skuteczną i brutalną grupą przestępczą. Od mokrej roboty miał bardzo skuteczną grupę, tzw. Kacprów, na czele której stał Marcin K., pseudonim Kacper – mówi Artur Górski, autor książek o polskiej mafii.

Na trop gangu „Kulawego” policji udało się wpaść 12 lat temu. Zaginęli wtedy dwaj mieszkańcy Szczecina: Stanisław B. i Jerzy O. Tuż przed zniknięciem pojechali do Jana R., aby dokonać finansowych rozliczeń. Ich spalony i pocięty samochód odnaleziono w pobliskiej rzece. Ciał mężczyzn nie ma do dziś.

- Zginęli, bo upomnieli się o swoje pieniądze – twierdzi Lucyna B., żona zabitego biznesmena.

- Ja jestem jedyną osobą, której on 3 razy się przyznał, że to zrobił, że załatwił ich – twierdzi Czesław R., współoskarżony, brat Jana R. – „Kulawego”.

W 2006 roku Jan R. został aresztowany. Za kratki trafił też jego kompan. 40-letni Marcin K. – pseudonim „Kacper”. Rozpoczął się proces. Trwał aż sześć lat. Kosztował 4 miliony złotych. Za zlecenie zabójstwa Jana R. skazano na dożywocie. Jako domniemany wykonawca, „Kacper” otrzymał wyrok 15 lat więzienia.

Dwa lata temu sąd apelacyjny uchylił jednak wyrok. Nakazał, aby proces „Kulawego” i „Kacpra” przeprowadzić ponownie. Pół roku wcześniej „Kacper” wyszedł jednak na wolność. Za kraty miał wrócić po 12 miesiącach. Krótko po tym po prostu zniknął.

- To jego wyjście na wolność było powiązane z jego stanem zdrowia. Miał uraz kończyny dolnej. Wypuszczono go na podstawie opinii biegłego – tłumaczy Dorota Zientara z Sądu Okręgowego w Elblągu.

- Uznano, że lepiej będzie, jeśli wyjdzie na wolność, bo tam jest zdrowsze powietrze i tam będzie miał lepszą opiekę medyczną. Tak groźny przestępca wyszedł na wolność za poręczeniem majątkowym. Czyli, hulaj dusza, piekła nie ma – mówi Artur Górski, autor książek o polskiej mafii.

Poszukiwania „Kacpra” trwały aż rok. Rozesłano za nim listy gończe. Wydano Europejski Nakaz Aresztowania. Bez skutku. Dwa tygodnie temu, „Kacper” sam odezwał się jednak do sądu za pośrednictwem swojego pełnomocnika. Zasugerował, że jest w Meksyku. Obiecał, że wróci do kraju. Poprosił jednak o uchylenie aresztu.

Reporter: „Stawię się w sądzie, ale uchylcie mi areszt” – tak to mniej więcej wyglądało, prawda?
Dorota Zientara z Sądu Okręgowego w Elblągu: No, w uproszczeniu.
Reporter: Można to potraktować jako ultimatum...
Dorota Zientara: Można.

- On wystąpi za poręczeniem majątkowym i wystąpi nie wtedy, kiedy sąd mu każe, tylko wtedy, kiedy on łaskawie dotrze do kraju. Co najlepsze, wymiar sprawiedliwości zgodził się na to. Bo skoro nie ma innego wyjścia, nie można go za przysłowiowe chabety przyciągnąć do tego sądu, no to zgódźmy się na te warunki. Najważniejsze, żeby proces ruszył – mówi Artur Górski, autor książek o polskiej mafii.

Kilka dni temu Marcin K. wpłacił kaucję. Sam zaproponował jej kwotę w wysokości 200 000 złotych. Mimo ciążących na nim zarzutów, przed sądem będzie odpowiadał więc z wolnej stopy. Ponowny proces potrwać może kilka kolejnych lat.

- On złoży zeznania i nie mając nad sobą groźby aresztu, po prostu wyjedzie. I wtedy znów będziemy go szukać gdzieś po świecie, może w Meksyku, może w Papui Nowej Gwinei, trudno powiedzieć, gdzie mu się teraz zamarzy wyjechać – komentuje Artur Górski, autor książek o polskiej mafii.*

* skrót materiału

Reporter: Rafał Zalewski 

rzalewski@polsat.com.pl