Na zawsze stracą dziecko?

Pan Janusz wraz z żoną rozpaczliwie walczy o odzyskanie swojej córki. Z powodu nieodpowiedzialnego zachowania babki, Ania tuż po porodzie trafiła do rodziny zastępczej. Dzięki silnemu zaangażowaniu, pan Janusz zbudował z córką silną więź. Niestety, dwa lata temu Ania trafiła do innej rodziny zastępczej. Biologiczni rodzice mają teraz mocno ograniczone kontakty. Twierdzą, że obecni opiekunowie robią wszystko, by zatrzymać Anię na stałe.

55-letni Janusz Szyjewski z Konstancina-Jeziorny od dwóch lat walczy o przywrócenie pełnych praw rodzicielskich i powrót 2,5-letniej córki do domu. Dziewczynka przebywa w rodzinie zastępczej, trafiła tam przez nieodpowiedzialne zachowanie swojej babki.

- Dostałam depresji poporodowej, a Janusz pojechał na operację ręki. I wtedy mama zamiast się zająć córką, oddała ją do rodziny zastępczej do Prażmowa. Później dziecko trafiło do Wilanowa – mówi Aleksandra Kowalska, mama 2,5-letniej Ani.

- Do pana Janusza z początku mieliśmy pewien dystans, ale zaczęliśmy go przełamywać – opowiada Adam Wyszomierski z Prażmowa, który był pierwszą rodziną zastępczą dla małej Ani. - Pomalutku nawiązywaliśmy kontakt, spotykaliśmy gdzieś tam na mieście, na placach zabaw. Zaczął przyjeżdżać do nas i opiekować się dzieckiem. Przyjeżdżał rowerem, 20 kilometrów, bez względu na aurę. Deszcz nie deszcz, jak powiedział, że będzie, to był.

Pierwszą rodziną zastępczą małej Ani było małżeństwo z trójgiem dzieci. Rodzina mieszka w Prażmowie koło Piaseczna. Tam Ania przebywała siedem miesięcy. Ojciec często ją odwiedzał, dbał o nią, pomagał w rehabilitacji. Nie miał problemów ze spotkaniami.

- Relacje miał bardzo dobre. Jak na ojca, który przyjechał do  dziecka, to widać, że lgnął do niego i dziecko było na niego też otwarte. Uważam, że sprawdził się na sto procent jako ojciec - mówi Adam Wyszomierski, który był pierwszą rodziną zastępczą dla małej Ani.

- Wtedy czułem się prawdziwym ojcem, czułem tę więź, miłość, tę radość, której nigdy wcześniej nie zaznałem – opowiada pan Janusz, tata Ani.

Dwa lata temu jego córka trafiła do kolejnej rodziny zastępczej - bezdzietnego małżeństwa w średnim wieku z Wilanowa. Wtedy kontakty pana Janusza i pani Aleksandry z dzieckiem zostały bardzo ograniczone. Mimo prób, nie udało nam się skontaktować z obecnymi opiekunami Ani,. 

- Córeczki nie widziałem chyba przez 40 dni, jak odebrali ją od wcześniejszej rodziny zastępczej. Później, gdy ją w końcu wziąłem na rączki, płakałem jak małe dziecko, przez kilka minut. A oni tak patrzyli na mnie. Jeszcze tego samego dnia pojechali do sądu i złożyli wniosek o ograniczenie mi kontaktów z dzieckiem do jednego spotkania w miesiącu – mówi pan Janusz.

- Mam tylko dwa spotkania w miesiącu, po dwie godziny. To jest moja radość, moje szczęście i dziecko to czuje. Na każdym spotkaniu mówi do nas „mama, tata kocham was” – relacjonuje pan Janusz.

Między rodzinami trwa konflikt o dziecko. Obie strony nie szczędzą sobie wyrzutów. Rodzina zastępcza z jednej strony deklaruje, że nie chce adoptować Ani, ale z drugiej strony robi wszystko, by miała ona jak najmniejszy kontakt z rodzicami. O rozmowę poprosiliśmy Klaudię Wojnarowską, dyrektor Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Piasecznie.

Dyrektor: Nie możemy mówić o tym, że którakolwiek z rodzin zastępczych chce przysposobić dziecko, bo jeśli dążyłaby do przysposobienia, to tak naprawdę nie przychodziłaby do powiatowego centrum i nie zgłaszała się, jako kandydat na rodzica zastępczego, tylko przeszłaby szkolenie w ośrodku adopcyjnym, jako kandydat na przysposobienie dziecka. To jest ta różnica.
Reporter: A czy to prawda, że ta rodzina starała się o dziecko w programie adopcyjnym i nie uzyskała zgody?
Dyrektor: Ja nie mogę odpowiedzieć na to pytanie.

- Rodzina zastępcza deklaruje, że nie chce adopcji, ale jej zachowanie jest zbliżone do przysposobienia. Rodzina zastępcza nie chce informować rodziców biologicznych o leczeniu, o tym jak dziecko się zachowuje – mówi Izabela Łebko-Mazur, adwokat.

- Dyskredytują mnie. Piszą do sądu, że jestem dysfunkcyjnym rodzicem. Czekam na swoją córeczkę, tu jest jej miejsce. Tu jest jej dom rodzinny. Chcę, żeby poznała swoje korzenie, żeby kiedyś pojechała ze mną na grób swojej babci, dziadka – mówi pan Janusz.*

* skrót materiału

Reporter: Małgorzata Pietkiewicz

mpietkiewicz@polsat.com.pl