Z bielactwem się walczy! Lekarka zaskoczona, dziecko cierpi
Przez niewiedzę lekarki, nie walczyła z chorobą dziecka! 12-letnia córka Anny Bartoszek cierpi na bielactwo nabyte. Walkę z chorobą powinno się zacząć jak najwcześniej. Tymczasem częstochowska dermatolog - doktor Dorota S. kazała matce czekać, aż córka podrośnie! „Ona zabrała mojej córce szczęście” - mówi pani Anna.
Anna Bartoszek mieszka w Częstochowie. Wraz z drugim mężem wychowują troje dzieci. 12-letnią Nicolę, 10-letniego Kubę i 3-letniego Oliwiera. Niestety pięć lat temu zachorowała Nicola. Na jej ciele pojawiły się dziwne plamy. Dziewczynka trafiła do jednej z częstochowskich dermatologów - doktor Doroty S.
- Pani doktor stwierdzała, że jest to bielactwo nabyte i powinnam unikać słońca, że tego się nie leczy – mówi pani Anna.
- Nauczycielka się pytała, czy ja jestem brudna. Dzwoniła do mamy, czemu dziecko chodzi brudne do szkoły. Siwieją mi włosy. Dzieci mówią, że siwieję, bo jestem już taka stara – opowiada Nicola.
- Niestety, jesteśmy społeczeństwem szalenie nietolerancyjnym. My się gapimy, pokazujemy palcami. Kilkunastoletnia dziewczyna, która gdzieś tam kształtuje swoją kobiecość, przeżywa dramat – dodaje Ewelina Kopic, dziennikarka chora na bielactwo.
Lekarka zdiagnozowała u Nicoli bielactwo. Jednak, jak twierdzi pani Anna, pani doktor większej możliwości wyleczenia z choroby Nicoli nie widziała. Wspominała wprawdzie o leczeniu naświetlaniem plam w szpitalu w Katowicach – jednak zdaniem lekarki ta metoda u małych dzieci nie jest stosowana.
- Usłyszałam, że w wieku 16, 17 lat jest możliwość naświetlania dziecka w Katowicach. Dziecko może się jednak nie zakwalifikować, bo za mało jest tych plamek. Kazała czekać aż to się wszystko rozwinie – twierdzi pani Anna.
Matka nie poddawała się. Kiedy plamy zaczęły się rozrastać, postanowiła sama szukać ratunku dla córki. Trzy lata temu, wbrew zaleceniu lekarki, pojechała z Nicolą do szpitala w Katowicach. Tam lekarze podjęli się leczenia dziewczynki naświetlaniem.
- Pani doktor w szpitalu w Katowicach powiedziała, że nawet małe dzieci leczą, że to, co powiedziała pani w Częstochowie, to totalna bzdura. Była załamana tym, co się dowiedziała – opowiada pani Anna.
Matka Nicoli obwinia lekarkę za zaniechanie leczenia córki. Kobieta postanowiła więc kilka dni temu odwiedzić kolejny raz Dorotę S. Chciała sprawdzić, czy lekarka podtrzymuje swoją wersję o sposobach leczenia bielactwa u małych dzieci.
Pani Anna: Jest to do wyleczenia?
Doktor Dorota S.: No, nie! Dzieci się nie naświetla. Widziałam naświetlanie, ale dorosłych, to była osoba po 40. Roku życia. Najlepiej teraz fluidem albo samoopalaczem posmarować albo nadmanganianem potasu.
- Pani doktor w Katowicach mi powiedziała, że gdybym przyjechała wcześniej, tobym była zdrowa i miałabym tylko jedną plamkę – mówi Nicola.
- Zdarza się, że dostajemy maile od pań, przysyłają nawet zdjęcia swoich bardzo spektakularnych sukcesów w walce z bielactwem, ale zaznaczają, że zaczynały właściwie w momencie, kiedy pojawiła się pierwsza czy druga plama. Reagowały bardzo wcześnie – potwierdza Ewelina Kopic, dziennikarka chora na bielactwo.
Lekarka Dorota S. nie zgodziła się na oficjalną wypowiedź przed kamerą:
Doktor Dorota S.: Nie będę występować w Polsacie. Pracuję w trzech przychodniach, mam bardzo dużo pacjentów i pierwsze słyszę, że można od dziecka leczyć.
Reporter: Ale nie może być tak, że pani o tym nie wie.
Doktor Dorota S.: Jakby pani nas tu wszystkich zapytała, toby nikt nie wiedział.
Reporter: Ale to jest podstawowa wiedza, którą lekarz musi mieć.
Doktor Dorota S.: Ale gdzie to jest napisane? Tego nie ma w żadnym podręczniku.
Reporter: Wystarczy zadzwonić, szukać ratunku.
Zdaniem pani Anny chorobie można było zapobiec, gdyby dziecko szybko zostało skierowane na odpowiednie leczenie. Teraz dla małej Nicoli jest już za późno. Pani Anna postanowiła więc sprawę skierować do sądu.*
* skrót materiału
Reporter: Żanetta Kołodziejczyk-Tymochowicz