Spóźniony poród. Rodzice winią szpital

Pani Michalina trafiła do prywatnego szpitala w Krakowie, ze względu na cholestazę ciążową – chorobę niebezpieczną dla zdrowia i życia dziecka. Kobieta była w dziewiątym miesiącu ciąży. Lekarze zwlekali z decyzją o porodzie mimo odklejającego się łożyska, cholestazy i coraz niższego poziomu wód płodowych. W końcu, po 9 dniach pobytu w szpitalu, serce dziecka przestało bić.

- Dostawałam cały czas informacje, że wszystko jest w porządku, że niedługo urodzę, że dzidziuś musi zostać jak najdłużej w brzuchu, żeby się wykształcił i że to jest dla jego dobra – mówi 32-letnia Michalina Petas z Krakowa. Ciąża kobiety rozwijała się prawidłowo. W 37. tygodniu ciąży lekarz prowadzący stwierdził u niej rzadką chorobę - cholestazę ciążową.

- Przed pójściem do szpitala cały czas mnie wszystko swędziało. W pewnym momencie świąd był już nie do wytrzymania. Pani doktor zobaczyła wyniki i od razu dała mi skierowanie do szpitala. Mówiła, żeby się nie martwić, że w takich przypadkach w 37. tygodniu jest robiona cesarka i dziecko jest jak najszybciej wyciągane z łona matki – opowiada pani Michalina.

Cholestaza ciążowa jest bardzo niebezpieczna dla życia dziecka. 27 kwietnia tego roku pani Michalina zgłosiła się z rozpoznaniem do prywatnego szpitala imienia Czerwiakowskiego w Krakowie. Za pobyt i leczenie w placówce zapłaciła, dlatego liczyła, że będzie miała lepszą opiekę. Niestety, na poród czekała ponad tydzień.

- Dopiero 6. dnia zostały mi przepisane zastrzyki, sterydy na rozwiniecie płuc dziecka, kiedy można to było zrobić w drugi dzień mojego pobytu. Badania OCT zlecono po weekendzie. Poziom wód płodowych 4 maja był już na poziomie 46, czyli zmalały już praktycznie o połowę. Lekarz, który wykonywał to badanie USG, nie zareagował w ogóle na wyniki badań. Zgłaszałam położnym, że się bardzo źle czuję. Dostałam informację, że to normalne, że po OCT kobiety w ciąży źle się czują. Położyłam się spać, a rano o godzinie 6 jego serce już nie biło – opowiada pani Michalina.

- Mogli reagować natychmiast, nawet po 6 dniach była ciągle szansa, był czas by działać. W najbardziej krytycznym momencie, ostatniego dnia, bez wahania mówili „nie ma się o co martwić. Michalina, zrelaksuj się.” Następnego dnia serce dziecka już nie biło – dodaje Nondas Petas, ojciec dziecka.

6 maja tego roku, po 9 dniach pobytu w szpitalu, mały Odyseusz zmarł. Pani Michalina musiała urodzić martwego chłopca. Jak twierdzi, lekarze mogli wywołać poród wcześniej lub zrobić cesarskie cięcie, co mogłoby uratować jej dziecko.

- Pan ordynator stwierdził, ze spóźniliśmy się jeden dzień. Tak po prostu. Dla niego to jest kolejna ciąża, kolejna ciężarna, zero współczucia – mówi pani Michalina.

Zwróciliśmy się do szpitala z prośbą o wypowiedź na temat przebiegu leczenia pani Michaliny. Dostaliśmy jedynie oświadczenie. To jego fragment:

„Toczy się postępowanie w sprawie, prowadzone przez Prokuraturę Rejonową dla Krakowa– Śródmieścia, a do czasu jego zakończenia Szpital nie może udzielać informacji.”

Dlaczego lekarze przez 9 dni nie podjęli decyzji o porodzie, mimo odklejającego się łożyska, cholestazy i coraz niższego poziomu wód płodowych? To zbada Okręgowa Izba Lekarska oraz prokuratura w Krakowie.

- To strasznie groźny zespół objawów. Wymaga natychmiastowego zakończenia ciąży, na pewno – ocenia dr Andrzej Micuła, położnik i ginekolog.

Razem z panią Michaliną poszliśmy do lekarza, który podejmował decyzję o leczeniu kobiety. Chcieliśmy się dowiedzieć, czy można było uratować życie Odyseusza.

Lekarz: Niestety, takie rzeczy się zdarzają.
Pani Michalina: W 9. miesiącu ciąży nie można wykonać cesarki i wyjąć dziecka? 
Lekarz: Cholestaza nie jest wskazaniem do cesarki.
Pani Michalina: Badanie USG było zrobione, wystarczyło podjąć decyzję.
Lekarz: Myślę, że decyzja była, tylko tego jednego dnia brakło.
Pani Michalina: Jaka decyzja była? Mój syn jest teraz w ziemi, zamiast być z nami. Nie wiem, jak pan jest w stanie patrzeć w lustro.
Lekarz: Zgadza się, ale nie ma tu bezpośrednio mojej winy w tej materii.
Pani Michalina: Przez 9 dni leżałam w szpitalu i mogliście przez 9 dni uratować życie mojego syna.
Lekarz: Rozumiem pani rozżalenie i dramat, dla nas też jest to ogromna przykrość.
Pani Michalina: Dlaczego pan nie podjął decyzji o wywołaniu porodu?
Lekarz: Podjąłem decyzję i w poniedziałek znalazła się pani na sali porodowej.
Pani Michalina: I dlaczego nie urodziłam w poniedziałek?
Lekarz: (cisza, wzrusza ramionami).*

* skrót materiału

Reporter: Klaudia Szumielewicz

kszumielewicz@polsat.com.pl