Zabójstwo dziennikarza. Dostawał pogróżki

Zagadkowe zabójstwo znanego dziennikarza z Mławy. Łukasz Masiak został śmiertelnie pobity podczas nocnej imprezy w lokalu z kręgielnią. Policja wystawiła list gończy za sąsiadem dziennikarza Bartoszem Nowickim. To zawodnik MMA i instruktor na siłowni. Łukasz Masiak od dwóch lat bał się o swoje życie. Dostawał anonimowe pogróżki, został pobity. A wszystko zaczęło się od jednego artykułu.

- Na różne tematy pisał. O spalarni śmieci pisał, o Romach w Mławie. Mógł się nie podobać niektórym środowiskom. Redaktorzy są zagrożeni w tych czasach – mówi pan Łukasz, mieszkanie Mławy.

W nocy z 13 na 14 czerwca w jednym z lokali w Mławie zabito dziennikarza. Łukasz Masiak był redaktorem naczelnym portalu internetowego naszamlawa.pl.

- Doszło do kłótni, która wyniknęła dość spontanicznie i niestety doprowadziła do tragicznego skutku. Policja została powiadomiona o tym zdarzeniu o godzinie 3 nad ranem w sobotnią noc. Powiadomienie przyszło do nas ze szpitala – mówi Alicja Śledziona z Mazowieckiej Komendy Wojewódzkiej Policji.

- To był dzień jak każdy inny. Fakt, że były dwa wieczory panieńskie. Nic nie zapowiadało, że będzie źle. O godzinie drugiej dostaliśmy informację, że coś się stało w łazience. Pobiegliśmy i zobaczyliśmy Łukasza. Więcej informacji nie mogę udzielić dla dobra śledztwa. Wszystko zarejestrowały kamery. Wszystko jest bardzo dobrze widoczne, więc to jest kwestia czasu – mówi Karol Roniewicz, przyjaciel Łukasza Masiaka.

Podejrzanym o zabójstwo jest 29-letni Bartosz Nowicki, znany w Mławie instruktor kulturystyki i zawodnik MMA. Wystawiono za nim list gończy.

- Gościu jak trenował, to wiadomo: technika, szybkość, siła swoje zrobią. Mława ma swoje prawa i jest jak jest – mówi mieszkaniec Mławy.

Wszyscy znajomi Łukasza Masiaka twierdzą, że nie bał się trudnych tematów. Jako dziennikarz cieszył się ogromnym uznaniem zarówno u czytelników, jak i u swoich kolegów po fachu.

- Łukasz zajmował się wszystkimi tematami: i społecznymi, i kryminalnymi. Robił to rzetelnie. Starał się nie pomijać żadnego tematu, zwłaszcza jeśli był trudny. To go wyróżniało – mówi Katarzyna Wasiłowska, dziennikarka, koleżanka Łukasza Masiaka.

- Łukasz zrobił coś niezwykłego. Mława jest miastem 30 tysięcznym. My tu od lat mieliśmy zawsze tygodniki, które dawały nam informacje o tym, co się dzieje. Natomiast Łukasz stworzył nasz dziennik. Codziennie rano były nowe, świeże informacje, a on był zdeterminowany, żeby codziennie te informacje do nas docierały. To było bezcenne. Myślę, że nawet dzisiaj, w tej bardzo trudnej sytuacji, nam tego brakuje – mówi Magdalena Grzywacz, rzecznik prasowy urzędu miasta Mławy.

Dwa lata temu na portalu naszamlawa.pl ukazał się artykuł, w którym Łukasz Masiak opisywał wypadek samochodowy. Zginęła w nim młoda dziewczyna, a zdaniem niektórych sprawa nie została należycie wyjaśniona. Tym tematem zajmowała się również Interwencja: Kierował i zabił. Uniknie kary?

To właśnie po publikacjach na ten temat, Łukasz Masiak zaczął otrzymywać anonimowe pogróżki. W styczniu 2014 roku został ciężko pobity, a niespełna rok później ktoś przysłał mu jego nekrolog.

- Od kolegów z naszego środowiska wiem, że wielokrotnie mówił o tym, że boi się, obawia się o swoją rodzinę i otrzymuje coraz częściej pogróżek, w różnych formach. Bał się wypuszczać z domu swoją żonę z dziećmi. Wydaje mi się, że te jego obawy były na tyle podstawne, że policja powinna wszcząć jakieś śledztwo, pomóc mu – twierdzi  Katarzyna Wasiłowska, dziennikarka, koleżanka Łukasza Masiaka.

- Sytuacje, które pan Łukasz nam zgłaszał, potraktowaliśmy z należytą powagą. Rozpatrzyliśmy każdy możliwy wątek w tych postępowaniach. Niestety, procesowo nie udało się wytypować sprawców tych przykrych dla pana Łukasza incydentów – mówi Alicja Śledziona z Mazowieckiej Komendy Wojewódzkiej Policji.

Prokuratura wszczęła postępowanie, które ma wyjaśnić, co było przyczyną tragedii i czy śmierć dziennikarza była związana z jego pracą. Łukasz Masiak miał 31 lat. Zostawił żonę i osierocił dwoje małych dzieci.     

- My łączymy tę sprawę z tym, co się działo przez wiele miesięcy z groźbami. Natomiast czy rzeczywiście ta sytuacja miała z tym związek, nie wiemy. Trochę nam trudno  w to uwierzyć, że to był czysty przypadek. Mam nadzieję, że śledztwo pokaże, jak było naprawdę – podsumowuje Katarzyna Wasiłowska, dziennikarka.*

* skrót materiału

Reporter: Jan Kasia

jkasia@polsat.com.pl