Badanie przyczyn wypadku… po kielecku

Magdalenę Bem potrącił samochód. Szybko okazało się, że policjanci z Kielc całą winą za wypadek obarczyli pieszą i umorzyli śledztwo. Mąż kobiety zaczął badać pracę funkcjonariuszy. Okazało się, że nie przepytali świadków zdarzenia i nie pobrali próbki krwi od kierowcy tuż po wypadku. A gdy w końcu ją pobrali, to nie zaczekali nawet na wyniki badań. U 18-latka wykryto środki psychotropowe.

Państwo Magdalena i Jarosław Bemowie z Chęcin są nauczycielami. Ich spokojne życie legło w gruzach w listopadzie 2013 roku. Wtedy pani Magdalena została potrącona przez samochód. Z neurologicznymi następstwami tego wypadku kobieta zmaga się do dziś. Ma m.in. kłopoty z wymową.

- Wypadek był 28 listopada 2013 roku, po godzinie 18. Pamiętam, że szłam chodnikiem z prawej strony. Widziałam samochód, był daleko, zdecydowałam się przejść przez ulicę. Został mi krok do zejścia - wspomina pani Magdalena.
Kierowca samochodu, który potrącił panią Magdalenę, miał 18 lat, a prawo jazdy odebrał kilka tygodni wcześniej. W dniu zdarzenia nie był pod wpływem alkoholu. Jego ojca spotkaliśmy na miejscu wypadku.

- Ta kobieta przechodziła na wysokości latarni, w której spalona była żarówka. Była ciemność, był deszcz. Ta pani przechodziła na skos, syn ją zauważył, ale mimo wszystko prawym bokiem ją zahaczył - mówi Jacek Gugulski, ojciec kierowcy.

- Mam blizny, krwiaki na mózgu, operowano mi prawe kolano. Są też problemy neurologicznie, zdarza się, że ręka mi się blokuje, nie mogę nią ruszać i lewa noga - opowiada pani Magdalena.

Policja śledztwo w sprawie wypadku umorzyła, uznała bowiem, że to pani Magdalena była winna zdarzenia. To oburzyło męża kobiety. Pan Jarosław zaczął sprawdzać, jak działali policjanci, znalazł uchybienia, o których postanowił nam opowiedzieć.

- Pierwsze umorzenie dostaliśmy w kwietniu 2014 roku. Wskazywało, że żona jest winna wypadkowi. Problem jest taki, że policja wysłała do ekspertyzy krew, tylko nie poczekała na wyniki tej ekspertyzy. A finalnie okazało się, że we krwi kierowcy wykryto środek psychotropowy, lorazepam - mówi pan Jarosław.

- Już wyjaśniam. Policja powiedziała jest syn jest wolny. Pojechaliśmy do domu i żona dała mu tabletkę na spokojny sen, bo to była już późna godzina. Ona brała te tabletki na depresję - tłumaczy Jacek Gugulski, ojciec kierowcy.

Czy to normalne, że zwalnia się człowieka do domu, a po paru godzinach zabiera się go na badanie krwi?
- Oceni to prokuratura. To zależy od okoliczności - odpowiada nam Kamil Tokarski z policji w Kielcach.

W pierwszym umorzeniu sprawy napisano między innymi, że obrażenia ciała pani Magdaleny powodowały naruszenia jej zdrowia na okres krótszy niż siedem dni. Tymczasem kobieta opuściła szpital dopiero 14 lutego, około 2,5 miesiąca po wypadku.

Kamil Tokarski z policji w Kielcach: W tej sprawie powoływano biegłych, którzy mieli określić stan zdrowia kobiety.
Reporter: I biegły powiedział, że ten uszczerbek na zdrowiu jest poniżej 7 dni?
Kamil Tokarski z policji w Kielcach: To jest jeden z elementów, w których zarzuca się nieprawidłowości policjantom.

- Dalej mam zaburzenia równowagi, zdarza mi się stracić na chwilkę, na ułamek sekundy przytomność. Nie mogę biegać, zapominam się - mówi o konsekwencjach wypadku pani Magdalena. 

Śledztwo wznowiono. Po otrzymaniu wyników badania krwi, policja znów śledztwo umorzyła. I znów na tę decyzję zażalenie złożyli państwo Bemowie.

- Dopiero po naszym zażaleniu policja wezwała matkę kierowcy na przesłuchanie. Ona zeznała, że podała synowi po wypadku hydroxyzynę, powtarzała to wielokrotnie, a gdy policjant spytał o lorazepam, to stwierdziła, że ona już nie wie, co podała - mówi Jarosław Bem.

Na miejscu zdarzenia było dwoje świadków. Jednak policjanci ani ich nie przesłuchali, ani nawet nie spisali ich danych.

- W notatce urzędowej funkcjonariusz wpisał, że świadków zdarzenia nie ustalono. Natomiast świadków podał kierowca - mówi pan Jarosław.

- W tym dniu nie przesłuchano tych świadków. Dopiero w momencie, gdy my podaliśmy personalia tych świadków, bo też chcieliśmy wyjaśnienia tej sprawy, oni zostali przesłuchani - potwierdza Jacek Gugulski, ojciec kierowcy.
Państwo Bemowie zawiadomili o działaniach policjantów biuro kontroli wewnętrznej policji. Sprawa trafiła też do prokuratury.

- Zawiadomienie zostało złożone przez samą pokrzywdzoną. Skierowała ona do sądu pismo świadczące jej zdaniem o tym, że funkcjonariusze w toku czynności na miejscu zdarzenia, jak i potem, w toku postępowania przygotowawczego przekraczali swoje uprawnienia, bądź nie dopełniali obowiązków, doprowadzając w końcu do umorzenia śledztwa - informuje Daniel Prokopowicz z Prokuratury Okręgowej w Kielcach.

Sprawa jest co najmniej dziwna, na każdym kroku pojawiają się sprzeczne dokumenty, rozbieżności w działaniach policji - podsumowuje Jarosław Bem, mąż pani Magdaleny.*

* skrót materiału

Reporter: Michał Bebło

mbeblo@polsat.com.pl