Ich ostatnie minuty życia kluczem do spadku

Beata Jeger i jej dwie córki zostały uduszone we własnym ośrodku agroturystycznym. Kiedy zabójcy usłyszeli wyroki dożywocia, rozpoczęła się walka o ogromny spadek między mężem pani Beaty a jej rodziną. Kluczowe są ostatnie minuty zbrodni. Mordercy najpierw zaczęli dusić panią Beatę, a później córki. Sąd chce mieć jednak pewność, że kobieta umarła pierwsza.

Jest lipiec 2003 roku. W niewielkiej miejscowości Chłopy w województwie zachodniopomorskim znajduje się ośrodek agroturystyczny. Współwłaścicielka nieruchomości, 42-letnia Beata Jeger w niewyjaśnionych okolicznościach znika bez śladu. Wraz z nią przepadają bez wieści dwie córki: 12-letnia Bianca i 9-letnia Laura.

Dopiero w marcu 2004 roku ciała Beaty Jeger i jej córek zostają odnalezione 150 metrów od domu, zakopane w niewielkim dole. Padają pierwsze domysły, kto mógł zamordować kobietę i niewinne dzieci?

- Gdy doszło do zabójstwa, to małżeństwo było już praktycznie w separacji. Pan Jeger był już w innym związku. Jego małżeństwo było już fikcją, więc miał motyw. To dlatego prokurator zdecydował się wówczas postawić mu zarzuty i aresztować - mówi Sławomir Przykucki, rzecznik Sądu Okręgowego w Koszalinie.

- Byłem w Hamburgu, byłem w pracy, nie miałem urlopu. Przyjechać miałem akurat 18 lipca do Polski. No i coś takiego się akurat w tym czasie zdarzyło. Zostałem zatrzymany zaraz po znalezieniu zwłok - opowiada Leszek Jeger.

- Gdyby nie szczęśliwy zbieg okoliczności, że miał dowody na to, że w tym czasie znajdował się poza Polską, prawdopodobnie byłoby bardzo ciężko udowodnić, że to nie on zamordował - dodaje Anna Borowiak, znajoma rodziny.

Po wielu miesiącach śledztwa pan Jeger został oczyszczony z zarzutów morderstwa. Sprawcą okazał się Rafał
Jagiełło, który od kilku lat opiekował się nieruchomością i dobrze znał rodzinę Jegerów. W zbrodni pomagał mu kolega Andrzej Kozłowski. Za uduszenie trzech osób dostali wyroki dożywocia. Matka i córki zostały pochowane w rodzinnych Kielcach z dala od Koszalina.

- Zaczęli dusić Beatę w pokoju. Później przeniesiono się do kotłowni. Tam również została uduszona starsza córka Bianca. Laura, młodsza córka szukała matki. Rafał Jagiełło zwabił ją do apartamentu, gdzie one spały i tam została trzecia córeczka uduszona. Ciała zostały do wieczora w kotłowni i w pokoju. W ciągu dnia  został wykopany rów,w nocy wywieźli do niego ciała - opowiada Leszek Jeger.

- Ostatecznie przyjęto motyw rabunkowy. Pani Jeger, była osobą majętną. Wiadomo było, że w domu przechowywała pewną sumę pieniędzy - informuje Sławomir Przykucki, rzecznik Sądu Okręgowego w Koszalinie.

- Sąd ustalił, że to było w granicach 7 tysięcy złotych, troszeczkę biżuterii i samochód. Nie wierzę w to, że osoba, która praktycznie 3 lata mieszka tutaj, od 3 lat znała żonę, mnie i dziewczynki, mogła zabić z powodu kilku tysięcy złotych - dodaje pan Leszek.

Od 2009 roku toczy się sprawa cywilna o nabycie spadku. Sąd musi zdecydować, która z zamordowanych osób umarła jako pierwsza. Jeśli okaże się, że pierwsza zmarła najstarsza córka, prawo do dziedziczenia będzie miała również rodzina zamordowanej Beaty Jeger.

- Chodzi o pieniądze, w tym przypadku bardzo duże pieniądze, bo pani Jeger była osobą majętną. To był jej majątek odrębny. Pan Jeger złożył wniosek o nabycie spadku, może się okazać, że odziedziczy tylko połowę majątku, a nie całość. Dlatego te okoliczności śmierci, te minuty są takie ważne. Istotne jest, kto pierwszy umarł. Matka została zaatakowana pierwsza. Mogło się jednak zdarzyć tak, że zmarła jako druga i to jest to, co będzie sąd musiał zbadać. Czy się da? Nie wiem. Wiem, że sąd próbuje to zrobić powołując biegłych - informuje Sławomir Przykucki, rzecznik Sądu Okręgowego w Koszalinie.

- Sąd cywilny ma wątpliwości, czy można określić w sposób jednoznaczny, czy pierwsza zmarła pani Beata Jeger, a później starsza córka, czy też było to w odwrotnej kolejności - wyjaśnia Andrzej Nowak, pełnomocnik pana Jegera.

- W skład tego spadku wchodzi dom, obszar wokoło niego, to jest około 2,5 ha ziemi oraz konta bankowe. Według mnie do ustalenia spadku potrzebna jest tylko i wyłącznie kolejność, nie jest konieczne ustalenie godziny - uważa Leszek Jeger.*

* skrót materiału

Reporter: Klaudia Szumielewicz   

kszumielewicz@polsat.com.pl