Matka zginęła w pożarze – zabiorą dzieci dziadkom

Wyniosła dzieci z płonącego domu, niestety sama zginęła w płomieniach. O tragedii w Daliowej koło Krosna słyszała cała Polska. Po śmierci 35-letniej pani Barbary jej czworo dzieci trafiło pod opiekę dziadków. Pomoc dla rodziny napływała z całego świata. Dziś, gdy rodzeństwo ma godne warunki do życia, spotyka je kolejny dramat. Ma trafić do rodziny zastępczej. Powód? Rzekomy brak więzi z dziadkami.

31 stycznia bieżącego roku 35-letnia pani Barbara gotowała obiad. Kiedy wyszła na chwilę przed dom, w budynku wybuchł pożar. Kobieta wbiegła do niego i wynosiła z ognia swoje dzieci.

- Wyniosła dzieci, natomiast sama wróciła się po coś cennego, prawdopodobnie po pieniądze. Strażacy znaleźli ją w kuchni przywaloną szafką. Pogotowie stwierdziło zgon – mówi Mariusz Kozak z Państwowej Straży Pożarnej w Krośnie.

Dom spłonął doszczętnie. Dzieci zostały sierotami. Ich ojciec zmarł trzy lata temu. Sąd rodzinny zdecydował, że tymczasowo wychowaniem dzieci zajmą się, mieszkający w tej samej miejscowości dziadkowie. Ponieważ nie mieli oni odpowiednich do tego  warunków, rozpoczęto akcję pomocy.

- Na początku wyremontowano dom dziadków za 70 tys. zł. Koszty byłyby większe, ale ludzie podejmowali prace jako wolontariusze - mówi ksiądz Artur Janiec, dyrektor Caritas Archidiecezji Przemyskiej.

- Dom jest wyposażony w artykuły gospodarstwa domowego. Dzieci mają swój pokój, kącik do nauki. Jest łazienka, której nie było – dodaje Kamila Kuchta, kierowniczka Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Jaśliskach.

Pomoc zarówno rzeczowa, jak i materialna docierała do rodziny nie tylko z Polski, ale nawet Australii czy Stanów Zjednoczonych Ameryki.

- Ania ma 9 lat, Rafał 8 lat, Kamil 4 latka, a Roksana 2,5 roczku. Opiekuję się nimi jak mogę. Kąpie codziennie, gotuję obiady, daję radę – mówi Anastazja Marczak, babcia dzieci.

57-letnia pani Anastazja wraz ze swoim mężem opiekują się wnukami najlepiej jak potrafią. Mimo to tydzień temu sąd zdecydował o odebraniu im prawa do opieki nad dziećmi i przekazaniu rodzeństwa zawodowej rodzinie zastępczej.

- Sąd oparł się o opinię Rodzinnego Ośrodka Diagnostycznego, wywiad Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie i inne dowody.  Uznał, że dziadkowie nie mogą być rodziną zastępczą, z uwagi na brak związku emocjonalnego pomiędzy dziadkami a wnukami - mówi Artur Lipiński z Sądu Okręgowego w Krośnie.

- Jest wieź, dzieci są przywiązane do mnie. Jak idą spać, dają mi pysia, przytulam je, kocham jak własne. Wychowałam szóstkę dzieci, to i te cztery wychowam – zapewnia pani Anastazja, babcia dzieci.

Sąd uważa także, że dziadkowie mają problemy wychowawcze. Była wójt gminy
zna doskonale rodzinną sytuacje pani Anastazji. I nie ma żadnych wątpliwości, że babcia z pomocą urzędników i pracowników socjalnych poradzi sobie z wychowaniem wnucząt, których dwójka jest lekko opóźniona w rozwoju.

- Kurator widzi bezradność pani Anastazji i traktuje ją jako jeden z mankamentów. A ja mówię: to nie jest rodzina patologiczna, tylko biedna! – mówi Maria Kaczor, była wójt gminy Jaśliska.

- Mam żal do sądu i tych ludzi, co mi wystawili opinię, że nie dam sobie rady. Ja dam sobie radę – zapewnia pani Anastazja.

- Dzieci powinny być u babci Anastazji. Jak dostaną pomoc, to są w stanie wychowywać te dzieci przyzwoicie. Tak jak to robi prosta, wiejska rodzina. Ja swoją osobą chce być gwarantem, takim nadzorem społecznym – dodaje Maria Kaczor, była wójt gminy Jaśliska.

Murem staje za panią Anastazją także aktualny wójt i deklaruje pomoc. Nie może zrozumieć dlaczego ani jego, ani nikogo z gminnych urzędników sąd nie spytał o zdanie na temat tej rodziny.

- Te więzi nie są może nie takie, jak między dziećmi a rodzicami, ale są. W moim przekonaniu należy dać szansę dziadkom – mówi Adam Dańczak, wójt gminy Jaśliska.

Babcia dzieci w krośnieńskim sądzie złożyła odwołanie od postanowienia sądu. Wójt zobowiązał się także do dalszej pomocy. Obiecał między innymi pomoc prawną, żeby na rozprawie odwoławczej pani Anastazja miała adwokata.  I na tym nie koniec.

- Dzieci mają zapewnione obiady w szkole, jest zatrudniona dodatkowo pomoc nauczyciela, czyli osoba, która opiekuje się tymi dziećmi. Jest asystent rodzinny, który kilka razy w tygodniu ich odwiedza – wylicza Adam Dańczak, wójt gminy Jaśliska.

Dziadkowie nie wyobrażają sobie, że stracą swoje wnuki. Także dzieci nie chcą wyprowadzać się od babci i dziadka. Obawiają się, że zostaną zabrane.

- Do czasu uprawomocnienia się orzeczenia dzieci będą z dziadkami. Na orzeczeniu nie ma natychmiastowej wykonalności – wyjaśnia Artur Lipiński z Sądu Okręgowego w Krośnie.*

* skrót materiału

Reporter: Artur Borzęcki

aborzecki@polsat.com.pl