Dzielą się chlebem, śpią na podłodze

Państwo Nowiccy ze Strzelec Opolskich mają dwoje chorych dzieci. Żyją bardzo skromnie w niewielkim, wynajmowanym mieszkaniu. Kilka tygodni temu rodzina dostała lokal z urzędu. Niestety, wymaga on gruntownego remontu. Państwo Nowiccy proszą o pomoc.

Pani Marzena wraz z panem Markiem, po nieudanych poprzednich małżeństwach postanowili razem założyć rodzinę. Mają dwoje dzieci. Jedenastoletniego Macieja i pięcioletnią Oliwię. Niestety, ich życie to nieustanna walka o przetrwanie.

- Jestem wykończona psychicznie. Są momenty, kiedy nie daję rady. Zamykam się łazience, bo muszę się wypłakać. Nie daję rady, wszędzie trafiamy na przeszkody, schody – rozpacza Marzena Nowicka.

Trzy lata temu kobieta zaniepokoiła się zdrowiem córki Oliwii. Dwuletnia wówczas dziewczynka nie podnosiła się, nie siedziała, nie raczkowała. Pani Marzena trafiła z Oliwią do lekarza. Niestety, u dziecka stwierdzono porażenie mózgowe.

- Pracowałem w Niemczech, żona zadzwoniła późnym wieczorem. Zaczęła płakać. Dowiedziałem się, że Oliwia będzie jeździć na wózku że lekarze nie dają jej szans – wspomina Marek Nowicki, ojciec Oliwii i Macieja.

Rodzice nie poddawali się. Walczyli za wszelką cenę o zdrowie córki. Dziewczynka przeszła kilka operacji i liczne rehabilitacje. Dzięki tej walce, lekarze dają szanse Oliwii na znaczną poprawę zdrowia.

- Byłbym przeszczęśliwy, gdyby podeszła do mnie, ukochała mnie i powiedziała: tato, widzisz, stoję – mówi ze łzami w oczach Marek Nowicki.

- Pani Marzena jest typem wojownika, robi rzeczy niemożliwe. Kiedy ona już płacze, to znaczy, że jest bezsilna. Oni zrobili już wszystko, co mogli – mówi Kamila Wójcik, która pomaga rodzinie.

Jednak kłopoty  dalej nie omijały  rodziny.  Nie dość, że Oliwia jest przykuta do wózka inwalidzkiego, to rok temu okazało się, że chory jest także Maciej.

- Ma stwierdzoną nadpobudliwość psychoruchową. Jest na silnych lekach uspokajających i wymaga specjalnej opieki. Ja już nie wytrzymuję, ostatnio mąż powiedział, że chyba powinnam iść do lekarza, bo już nie daję sobie rady ze sobą – rozpacza pani Marzena,

Państwo Nowiccy wciąż walczą o zdrowie dzieci. Ale i o miejsce, w którym mogłyby  mieszkać. Kilka lat temu z dnia na dzień rodzina musiała opuścić mieszkanie. By nie stracić dzieci, Nowiccy wynajęli kolejne - za 1700 złotych.

- Mieszkaliśmy w lokalu pasierba. On został zadłużone i spółdzielnia go sprzedała.  Mieliśmy dwa dni na wyprowadzkę. Chciałabym, żeby dzieci miały swój kąt , żebym nie musiała z Oliwią spać na podłodze, bo od pięciu lat śpię. Ja nie walczę dla siebie, tylko dla dzieci – opowiada pani Marzena.

- Marzę, by mieć swój pokoik, chociaż przedzielony z Oliwią i żeby mama już nie spała na podłodze – mówi 11-letni Maciej.

Niestety, państwo Nowiccy na mieszkanie wydają prawie wszystkie swoje pieniądze. Brakuje środków na życie , leczenie i rehabilitację córki. Pani Marzena opiekuje się dziećmi, pan Marek jest na emeryturze i pracuje dorywczo, choć sam jest nieuleczalnie chory.

- Choroba to Pląsawica Huntingtona, którą przekazał nam dziadek. Człowiek ma nieskoordynowane ruchy, nogi to mnie tak palą że aż się gotuje – mówi pan Marek.

- Póki co, to człowiekowi na życie nie starcza. Wczoraj był obiad, dziś już nie ma. Są momenty, że dzielimy się chlebem – dodaje pani Marzena.

Państwo Nowiccy, by mieć choć niewielkie pieniądze na życie, od kilku lat starali się o przydział lokalu z urzędu miasta. Kilka tygodni temu w końcu mieszkanie dostali. Radość nie trwała jednak długo. Jak się o kazało, mieszkanie trzeba kompletnie wyremontować. A to dla rodziny niemożliwe.

- Pan, który nam przekazywał klucze powiedział, że musimy uruchomić fantazję i wtedy odczucia do tego mieszkania będą inaczej wyglądały. Ja do dziś nie mogę tej fantazji włączyć, tam są potrzebne ogromne pieniądze – mówi Marek Nowicki.

- Rodzina była u nas w sprawie likwidacji barier. Faktem jest, że środki zostały rozdysponowane. Jeżeli któraś z rodzin zrezygnuje, to możemy przyznać kolejne. Możemy jedynie zaproponować złożenie wniosku na następny rok – powiedział nam Bernard Klyta z Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Strzelcach Opolskich.

Jeśli pani Marzena wraz z panem Markiem nie zdobędą pieniędzy na remont, będą musieli oddać mieszkanie urzędowi miasta. Dalej będzie im brakować pieniędzy na życie i leczenie. A to pierwszy krok  do tego, by odebrano im dzieci.

- Ta rodzina stanowi jedność, nie można tej rodziny rozdzielić,. Pani Marzena wolała niejednokrotnie zostawić dziecko w domu, bo nie miało śniadania i bała się, żeby przez to dzieci nie zostały zabrane - mówi Kamila Wójcik, która pomaga rodzinie.*

* skrót materiału

Jeśli chcą Państwo pomóc, prosimy o kontakt z redakcją. Tel: 22 514 41 26 lub interwencja@polsat.com.pl 

 

Reporter: Żanetta Kołodziejczyk-Tymochowicz 

interwencja@polsat.com.pl