Rok aresztu za niewinność?

Tomasz Maciejewski z Lublina od blisko roku siedzi w areszcie z powodu pobicia i kradzieży rowerów dwóm nastolatkom. Mężczyzna zarzeka się, że jest niewinny. Sprawa ciągnie się już prawie rok, nawet nie przesłuchano świadków. Napastników było dwóch. Jeden przyznał się do winy i jest już na wolności - dostał karę w zawieszeniu.

W Lublinie mieszka małżeństwo państwa Maciejewskich. Od blisko roku pani Aleksandra i pan Waldemar nie widzieli swojego syna Tomasza w swoim domu. 23 lipca 2014 roku, wieczorem 31-letni mężczyzna został aresztowany.

Rok temu w pobliżu bloku państwa Maciejewskich napadnięto na dwóch nastolatków. Pobito ich i ukradziono im rowery. Jeszcze tego samego dnia policja zapukała do drzwi państwa Maciejewskich.

- Został oskarżony o kradzież rowerów i pobicie jednego z właścicieli roweru. Syn nie byłby zdolny, żeby kogoś pobić, to jest grzeczny człowiek - mówi pan Waldemar.

Sprawą zajęła się prokuratura, poszkodowani wskazali dwóch sprawców. Jednym z nich miał być pan  Tomasz. Jego rodzice są pewni, że syn nie brał udziału w zdarzeniu. Potwierdza to kolega, u którego 31-latek miał spędzić wieczór, a nawet brat jednego z pokrzywdzonych. Drugi z zatrzymanych to Dariusz G., który przyznał się do winy. Skazano go na 2 lata więzienia w  zawieszeniu na 5 lat.

- Tomek jest człowiekiem, który w kłopoty się nie ładuje. Mówił mi, że wrócił z pracy i przespał się. Później z kubkiem kawy przyszedł do mnie - opowiada kolega pana Tomasza.

- Zeznawałem jako świadek i nikt mnie nie zapytał, czy widziałem tego człowieka. Ja zeznawałem tylko przeciwko temu, co się przyznał, bo on na pewno w tym maczał palce. Nie wiem dlaczego ten, co się nie przyznaje siedzi w areszcie - mówi brat jednego z napadniętych nastolatków.

Dariusz G. przyznał się do winy i już jest na wolności, a pan Tomasz nadal przebywa w areszcie. Sprawa w lubelskim sądzie trwa od stycznia. Kilka rozpraw się odbyło, ale świadkowie wciąż nie zostali przesłuchani. Wszystko przez opinię biegłych oraz przyznanie się do winy drugiego oskarżonego. Pani Aleksandra ma nadzieję, że w lipcu zobaczy swojego syna w domu.

- Pierwsza rozprawa miała miejsce w styczniu. Z przyczyny formalnej nie doszło do otwarcia przewodu sądowego - mówi Artur Ozimek, rzecznik Sądu Okręgowego w Lublinie.

- Trzy posiedzenia sądu nic nie wniosły, na czwartym sędzia uznał, że oskarżony może być przesłuchiwany, bo jest poczytalny. Na tym się skończyło. Ciąle myślę o tej niesprawiedliwości. Dlaczego to wszystko tak powoli się toczy? Dlaczego, jeśli siedzi niewinny, to nie można szybciej tej sprawy przeanalizować? - pyta pani Aleksandra, matka pana Tomasza.*

* skrót materiału

Reporter: Angelika Trela

atrela@polsat.com.pl