Popełnił samobójstwo, bo nie mógł spłacić kredytu
Od kilku miesięcy Polacy, którzy zaciągnęli kredyt we frankach szwajcarskich boją się o swoje jutro. Niepewna sytuacja kursu franka szwajcarskiego spowodowała wzrost kosztów kredytów. Wiele osób nie stać na spłatę wysokich rat i żeby spłacić swoje zobowiązania zaciągali kolejne kredyty. Państwo Caderowie również wpadli w spiralę kredytową, jednak dzisiaj pani Renata Cader musi walczyć sama, jej mąż nie wytrzymał presji i popełnił samobójstwo.
Państwo Caderowie wiedli spokojne życie w Czechowicach- Dziedzicach. Kiedy koszty wynajmu mieszkania wzrosły, pani Renata i pan Leszek postanowili kupić własne mieszkanie. Niestety zmuszeni byli zaciągnąć kredyt.
- Pracownicy banku zapewnili nas, żeby zaciągnąć kredyt we frankach szwajcarskich, że jest to kredyt bezpieczny. To był kredyt 230 tysięcy złotych – mówi Renata Cader, której mąż popełnił samobójstwo.
- Ponieważ płace w ochronie nie były zbyt duże, że nie mieli zdolności kredytowej, żeby wziąć kredyt w polskich złotych, zaproponowano im kredyt we frankach – opowiada Alicja Woźniak, matka pana Leszka Cadera.
Początkowo Caderowie nie mieli problemu ze spłatą kredytu, ale kiedy kurs franka zaczął rosnąć, a im urodziło się dziecko, spłaty rat kredytu nie były już takie proste. Wtedy z pomocą przyszli rodzice pani Renaty.
- Zaproponowałam córce i zięciowi, że dam im mieszkanie w Bielsku, a mieszkanie w Czechowicach niech sprzedadzą - mówi Marianna Gładyś, matka pani Renaty.
- Zapytaliśmy bank, czy zgodzi się przenieść kredyt z mieszkania mniejszego na większe w Bielsku i bank wyraził na to zgodę – mówi pani Renata.
Po dopełnieniu wszystkich formalności okazało się, że ze 130 tysięcy złotych ze sprzedaży mieszkania bank zajął 80 tysięcy w celu zabezpieczenia kredytu. Caderowie byli zmuszeni zaciągać kolejne kredyty, tym razem już w złotówkach.
- Po prostu nie byliśmy wcześniej poinformowani o tym, że bank nam zabierze te pieniądze ze sprzedaży. Gdybyśmy wiedzieli, podejrzewam, że byśmy tak nie zrobili – mówi pani Renata.
- Małżonkowie Caderowie zwracali się do banku o przewalutowanie kredytu na złotówki, o ustalenie takich rat spłaty kredytu, które dałyby ekonomiczną realną możliwość wybrnięcia z tej sytuacji. Bank milczał jak zaklęty – mówi Janusz Budzianowski, pełnomocnik pani Renaty Cader.
- Później już mąż brał jeden kredyt, spłacał drugim, to było takie błędne koło. Nawarstwiało się i była taka spirala zadłużenia, było bardzo ciężko – mówi pani Renata.
Caderowie pracowali bez wytchnienia, ale nie byli w stanie poradzić sobie z rosnącym wciąż zadłużeniem. Kiedy z początkowych 230 tysięcy dług urósł do 400 tysięcy złotych, bank zagroził eksmisją. 16 marca tego roku pan Leszek targnął się na życie.
- Mąż wyszedł do pracy w niedzielę wieczorem na nocną zmianę na jednostkę wojskową i w poniedziałek rano już nie wrócił – mówi pani Renata.
- Syn popełnił samobójstwo będąc tam w pracy w ochronie, miał broń służbową. Napisał jeszcze w liście, że już nic nie może zrobić innego i że przeprasza – mówi Alicja Woźniak, matka pana Leszka Cadera.
- On do końca walczył. To jest ważne i godne podkreślenia. To nie był człowiek, który położył się i powiedział, a teraz róbcie co chcecie, bo ja jestem bezradny i ja nic więcej zrobić nie mogę. Chciał spłacić zadłużenie, ale po prostu go to przerosło – mówi Janusz Budzianowski, pełnomocnik pani Renaty.
- Wierzę w to, że on nie mógł już nic z tym zrobić, wierzę mu, wierzę w to po prostu. I chcę walczyć o to, żeby ta jego ofiara śmierci nie poszła na marne – mówi pani Renata.
- Nie mogę jako prawnik w sposób skuteczny podważyć umowy kredytowej dlatego, że ona wedle mojej oceny jest umową ważną. Mogę tylko apelować do banku, żeby z przyczyn wizerunkowych, z przyczyn humanitarnych zdecydował się na indywidualne potraktowanie tego przypadku – mówi Janusz Budzianowski, pełnomocnik pani Renaty.
Bank, który udzielił kredytu państwu Caderom wysyłał do naszej redakcji swoje stanowisko:
,,Bank pozostaje w kontakcie z rodziną pana Leszka Cadera. Naszym celem jest wypracowanie rozwiązania, które uwzględni jej trudną sytuację finansową w kontekście zobowiązań hipotecznych zaciągniętych w naszym banku.”
- Wydaje mi się, że gdyby bank nam pomógł, nie bralibyśmy być może dodatkowych kredytów, wtedy gdy mąż stracił drugą pracę, a bank zgodziłby się na zawieszenie rat, wcześniej na przewalutowanie, być może nie byłoby takiej sytuacji – mówi pani Renata. *
*skrót materiału
Reporterka: Dominika Grabowska