Trauma na całe życie, mieszkanie tylko na chwilę

W jaki sposób Państwo pomaga ofiarom przemocy domowej? O tym przekonała się pani Karina z Krapkowic, matka dwóch synów. Po odejściu od partnera kata trafiła do lokalu przeznaczonego dla ofiar przemocy. Kiedy zaczęła normalnie żyć, okazało się musi mieszkanie opuścić, bo takie lokale są udostępniane tylko na 2 lata.

 Pani Karina z Krapkowic  ma trzydzieści jeden lat. Kiedy miała piętnaście lat, zmarła jej matka, ojciec nadużywał alkoholu. W domu panowała przemoc.


-  Mam trzy siostry i każda z nas wychodziła z domu, żeby być daleko  od ojca alkoholika i zazwyczaj trafiałyśmy z deszczu pod rynnę – mówi pani Karina, która walczy o mieszkanie.


O traumatycznych przeżyciach z dzieciństwa starała się zapomnieć. Trzynaście lat temu poznała Bolesława B., zamieszkali razem. Urodziło im się dwoje dzieci. Dziś Bartosz ma dwanaście lat,  a Szymon sześć. Pani Karina wierzyła, że życie w końcu jej się ułoży. Niestety  stało się inaczej.      


-  Bałam się,  bo on miał pozwolenie na broń. Mówił, że mnie kocha,  ale i tak  mnie w końcu  zabije.  Za włosy z łóżka mnie wyciągał – opowiada pani Karina. 


- Często nękał mnie telefonami, wypytywał  czy Karina jest w pracy. Potrafił wyssać sobie taką  historię, która była nieprawdziwa, twierdził, że  Karina trudni się nierządem,  żeby spłacać mój kredyt – mówi pani Irena, znajoma pani Kariny.


Bolesław B. nadużywał alkoholu. Jak twierdzi pani Karina, znęcał się nad nią psychicznie i fizycznie. Świadkami tych zdarzeń byli ich dwaj synowie. 


-  Pił dzień w dzień, były awantury do czwartej nad ranem, dzieci były niewyspane, zaczęły być sygnały ze szkoły, że dzieci są  zmęczone,  nie mogą się  skupić. Starszy syn choruje na  ADHD,  a ojciec mu powiedział, że nie jest jego dzieckiem musi  zrobić testy DNA. Syn   płakał cały dzień  - mówi pani Karina.


Pani Karina miała już dość znęcania. Jak twierdzi kobieta  poprzez traumatyczne przeżycia   była już na skraju wyczerpania. 


-  Trzynaście lat słuchałam, że jestem gruba,  nic nie warta, brzydka. Połykałam  całe pudełko leków przeciwbólowych. Nie wytrzymywałam psychicznie,  na szczęście po pół godziny  organizm zaczął wydalać wszystko – mówi pani Karina.


Pani Karina postanowiła o siebie i dzieci  zawalczyć. Uciekła od Bolesława B.  Była szczęśliwa, kiedy trafiła  do mieszkania chronionego. Jednak  zgodnie z prawem po kilkunastu miesiącach musiała lokal opuścić  i wynająć mieszkanie.


- Kiedy psychicznie odpoczęłam,  to muszę  wyprowadzić się. Prosiłam, żeby pozwolili mi dłużej zostać, że nie mam pieniędzy, żeby utrzymać mieszkanie – mówi pani Karina.


- W mieszkaniu chronionym można mieszkać dwa lata. Cały problem spada  na gminy,  a ja będę obstawać przy tym, że rola Państwa jest za mała. Nie może być tak,  że budżet to tylko oświata i pomoc społeczna - mówi Marlena Kornaś z  Ośrodka Pomocy Społecznej w Krapkowicach.


Pani Karina pracuje w Zakładzie Pracy Chronionej.  Kiedy miała kilkanaście lat doznała urazu kręgosłupa i ma orzeczony znaczny stopień niepełnosprawności. Zarabia zaledwie tysiąc złotych,  a za  25- metrową kawalerkę musi zapłacić ponad 800 złotych. 

    
-  Mamy przygotowane pomieszczenia, hotel na określony czas,  będzie miała schronienie, ale późniejsza droga to już jest problem,  bo miasto nie dysponuje wolnymi mieszkaniami - mówi Józef Piosek z Zakładu  Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej  w Krapkowicach.  


Sprawa o znęcanie się nad panią Kariną trwa. Trwa także sprawa o ograniczenie władzy rodzicielskiej Bolesławowi B. Niestety choć kobieta starała się o lokal komunalny, dziś mieszkania dla niej nie ma.


-  Jak stracę pracę,  zacznę pić,  to może wtedy mi pomogą. W naszym kraju takim ludziom się pomaga,  a nie uczciwym.  Nie wiem, jak długo wytrzymam.  Chyba każda matka dla swoich dzieci będzie  rękami i nogami walczyć, ale sama już nie jestem w stanie wywalczyć nic – mówi pani Karina. *

*skrót materiału

Reporter: Żanetta Kołodziejczyk-Tymochowicz

zkolodziejczyk@polsat.com.pl