Stracą wzrok przez kolejki
Zwyrodnienie plamki żółtej jest poważną chorobą oczu. Choroba nieleczona prowadzi do ślepoty. Niestety w Polsce na zastrzyki, które hamują chorobę czeka się miesiące, a nawet lata. Ofiarami polskiego systemu zdrowotnego są pani Janina i pan Jan.
- Szukałam w Internecie strony, która pomogłaby mi zrozumieć, co człowiekowi w zamian za składki, które płacił przez wiele lat, przysługuje. Nie znalazłam, co mi przysługuje – mówi pani Janina, który traci wzrok.
- Nie ma gorszej rzeczy dla człowieka, jak jest bezsilny i ma tego świadomość – mówi pan Jan, który tarci wzrok.
Pani Janina z Sochaczewa i pan Jan z Łodzi, mimo że nie znają się, łączy ich walka ze służbą zdrowia. Obojgu rok temu znacznie pogorszył się wzrok. Chorzy szukali pomocy u okulisty. Lekarze od razu postawili diagnozę - zwyrodnienie plamki żółtej oczu. Pacjentom groziła całkowita ślepota. By ratować wzrok musieli, natychmiast zacząć przyjmowanie leku w postaci zastrzyku.
- Lekarz powiedział, że podstawą jest zrobienie trzech zastrzyków. Stan się pogarsza i muszę najdalej w ciągu miesiąca zgłosić się na te zastrzyki – mówi pani Janina.
- Nasze życie to się tak naprawdę na tej chorobie skupia - mówi Krystyna Woźniak, żona pana Jana.
Jak dowiedzieli się o chorobie, liczyli na bezpłatne leczenie w państwowych placówkach. Mimo że płacili składki zdrowotne przez kilkadziesiąt lat, okazało się to niemożliwe.
- Usiedliśmy z żoną do telefonu i zaczęliśmy dzwonić. W szpitalu termin był w 2016 roku, a w prywatnej klinice, która ma podpisany kontrakt z Narodowym Funduszem Zdrowia, termin jest za rok - mówi pan Jan.
Starsi ludzi są bezradni. Leczenie musieli rozpocząć natychmiast, a średni koszt jednego zastrzyku, to trzy tysiące złotych.
- Są tacy, którzy decydują się na leczenie tylko jednego oka. Samochód sprzedają, mieszkania zamieniają. Mają nadzieję, że może na rok, na dwa wystarczy – mówi pan Jan.
- Ci, którzy potrzebują w naszym szpitalu leczenia natychmiast, jest 120 osób i fizyczną niemożliwością jest leczenia wszystkich od razu – mówi Jacek Dudek, rzecznik prasowy Uniwersyteckiego Szpitala Kliniczny im. Wojskowej Akademii Medycznej w Łodzi.
Wielu chorych walczyło jednak za wszelką cenę. Pacjenci brali nawet kredyty i szukali placówek, gdzie można najtaniej kupić zastrzyki. Najczęściej trafiali do niepublicznego Szpitala Zakonu Bonifratrów św. Jana Bożego w Łodzi. Dziś sytuacja jest dramatyczna. Narodowy Fundusz Zdrowia zapowiada zmiany, ale kiedy one wejdą w życie nie wiadomo. Chorzy obawiają się, że zabraknie im pieniędzy na leczenie, a jeśli nie będą się leczyć, to stracą wzrok całkowicie.
- Przykro jest żyć ze świadomością, że mogę usiąść i starać się o laskę, i pieska - mówi pan Jan.
- Nie wiem, czy ślepota Państwo więcej nie kosztuje, niż te zastrzyki - mówi pani Janina. *
*skrót materiału
Reporterka: Żanetta Kołodziejczyk – Tymochowicz