Jeden blok, trzy wspólnoty. Winda dla wybranych

Winda w bloku przy ulicy Lwowskiej we Wrocławiu służyła wszystkim mieszkańcom od kilkudziesięciu lat. Dziś jest tylko dla wybranych. Kilka lat temu budynek podzielono na trzy wspólnoty mieszkaniowe, a windę przypisano do jednej z nich. I dziś tylko jej członkowie mają dostęp do dźwigu. Sąsiadów poróżniły opłaty za jego utrzymanie.

Blok przy ulicy Lwowskiej 21-25 we Wrocławiu powstał w latach 60. W całym budynku jest tylko jedna winda, z której przez kilkadziesiąt lat zgodnie korzystali mieszkańcy wszystkich trzech klatek.

 

- Oni korzystali, ale skoro teraz jest wspólnota i my tylko mamy przydział na windę, to nam się należy – twierdzi Zofia Ledzion ze wspólnoty, która odcięła dostęp do windy.

 

- Tylko my ponosimy za to koszty. Nikt ich nie może obciążyc. To była tylko ich wola, że płacili. Jeździli za kwotę tabliczki czekolady – dodaje Alicja Potaniec z tej samej wspólnoty. 

 

- My to rozumiemy, mają koszty wysokie. My chcemy w tych kosztach uczestniczyć i chcemy korzystać z tej windy – przekonuje Dariusz Latajko, odcięty od windy.

 

Przedstawiciele wspólnoty mieszkaniowej, gdzie znajduje się winda, twierdzą, że to oni płacili za światło, eksploatację i sprzątanie. W końcu powiedzieli dość. Mieszkańcy dwóch pozostałych klatek twierdzą, że płacili za korzystanie z windy tyle, ile wyznaczyła im administracja.

 

- To jest tylko złośliwość. Od nas ze wspólnoty był pan i chciał partycypować w kosztach, to nawet go nie wpuścili. Powiedzieli, że sobie nie życzą, nie chcą naszych pieniędzy – mówi Barbara Kruczek, odcięta od windy.

 

W maju zeszłego roku mieszkańcy wspólnoty 21 odcięli sąsiadom z dwóch pozostałych wspólnot dostęp do windy. Na każdym piętrze zamurowali drzwi prowadzące do ich klatki schodowej.

 

- Mają swoje pieniądze, są różne technologie, mogą sobie zrobić schodołazy czy nawet wspólną windę. Kto im tego broni, ale nie z naszych pieniędzy – uważa Alicja Potaniec ze wspólnoty 21.

 

Na piątym piętrze bez windy mieszkają 83-letnia pani Anna Karaś i 81-letnia pani Feliksa Kulesza. Kobiety od czasu zamurowania drzwi prowadzących do windy są odcięte od świata.

 

- Jestem po  zawale, po udarze, niedotlenieniu mózgu. Z ulicy nie raz pogotowie mnie zabierało. Nie wychodzę nigdzie, nie dam rady – mówi Anna Karaś.

 

- Ja jestem więźniem, tu nie wychodzimy wcale – potwierdza Feliksa Kulesza.

 

- Moja koleżanka opiekowała się babcią, która schodziła z balkonikiem, co piętro miała taborecik, zatrzymywała się, odpoczywała. Można, wszystko można, trzeba tylko chcieć – uważa Aurelia Rybus ze wspólnoty, która odcięła dostęp do windy.

 

Mieszkańcy odcięci od windy skarżą sie na brak jakiejkolwiek reakcji administracji budynku. Chcieliśmy porozmawiać z zarządcą bloku, ale nie wyraził zgody na wywiad.

 

- Myśmy nie chcieli pertraktować, tylko rozmawialiśmy przez zarządcę. Po to mamy zarządcę, żeby było wszystko zgodnie z prawem. Jeśli chcą iść do sądu, proszę bardzo - mówi Alicja Potaniec ze wspólnoty, która odcięła dostęp do windy.

 

Sytuacja jest patowa. Końca konfliktu nie widać. Wygląda na to, że starsi ludzie odcięci od windy będą nadal więźniami we własnych mieszkaniach.*

 

* skrót materiału

 

Reporter: Paulina Bąk

 

pbak@polsat.com.pl