Drzewo runęło na dom. Miało być bezpiecznie

Ośmioosobowa rodzina Giełdoniów straciła dach nad głową. Na jej dom, w czasie burzy, spadła ponad 30-letnia topola. Państwo Giełdoniowie od dawna obawiali się, że drzewo runie. Zdobyli pozwolenie na wycinkę, ale brakowało im pieniędzy, a - jak twierdzą - pomocy odmówili im strażacy. Rodziny nie stać na odbudowę domu, prosi o pomoc.

Państwo Giełdoniowie z małej wsi Barwałd Średni niedaleko Wadowic są małżeństwem. Mają sześcioro dzieci wieku od 3 do 15 lat. Do tej pory nie mogą się otrząsnąć z tragedii, która ich spotkała 9 lipca tego roku.

- Około godziny 5 nad ranem najstarsza siostra przyleciała powiedzieć tacie, żeby zamknął okno, bo idzie burza – opowiada Wojtek, syn Zofii i Andrzeja Giełdoniów.

- Tata zamknął okno, zdążył się obrócić i odejść trochę dalej i w tym momencie to drzewo runęło na dom – mówi Janek, brat Wojtka.

- Chciałabym spojrzeć w twarz strażakowi, który nam powiedział, że to drzewo jest bezpieczne – dodaje Zofia Giełdoń.

Dom, w którym mieszkali państwo Giełdoniowie, jest rodzinnym domem pana Andrzeja. Topola, która rosła obok budynku, miała ponad 30 lat. 5  lat temu rodzina zdobyła pozwolenie na wycięcie drzewa, bo obawiała się o swoje bezpieczeństwo.

- Udało mi się wydębić pozwolenie na wycinkę, ale potem mąż zachorował na raka, był w stadium już zaawansowanym. Lekarz powiedział, że to cud, że mąż zdrowieje. Dodatkowo w 2012 roku urodziłam syna, wcześniaka. Okazało się, że jest astmatykiem oskrzelowym i alergikiem wziewno-pokarmowym – opowiada Zofia Giełdoń.

Opieka nad chorym mężem i synem pochłonęła wszystkie oszczędności rodziny. Pani Zofia straciła pracę, pan Andrzej ma niewielką rentę. Giełdoniowie zmuszeni byli korzystać z pomocy opieki społecznej. Nie stać ich było na wynajęcie prywatnej, specjalistycznej firmy, aby wyciąć drzewo. To koszt około 2 tys. złotych. Prosili straż pożarną o pomoc.

- Mało tych pieniążków jest. Nie stać ich było wynająć firmę, więc zwróciliśmy się dwukrotnie do straży. Straż przyjechała, ale jak był wiatr, to się nie da, normalne. A jak później przyjechali, to stwierdzili, że drzewo nie zagraża budynkowi i odjechali. Je też dzwoniłem i mówiłem jaka sytuacja jest, ale to było telefonicznie – mówi Paweł Odrobina, sołtys wsi Barwałd Średni.

- Na piśmie tego niestety nie mam, bo to na polu było – dodaje  Andrzej Giełdoń.

- Mogę tylko potwierdzić, że w naszej bazie meldunków nie ma zarejestrowanej interwencji pod tym adresem. Państwowa Straż Pożarna jest powołana tylko i wyłącznie do likwidacji pożarów, klęsk żywiołowych oraz innych miejscowych zagrożeń – informuje Krzysztof Cieciak, oficer prasowy Komendanta Powiatowego Państwowej Straży Pożarnej w Wadowicach.

Dom rodzinny Giełdoniów niestety nie był ubezpieczony. Rodzina musiała go natychmiast opuścić. Mieszka w tej chwili u krewnych i czeka na opinię o stanie technicznym budynku. Najtrudniejsze dla rodziny w tej chwili jest proszenie o pomoc, bo absolutnie nie stać jej na remont.

- Nigdy nie prosiłam nikogo, ale w tej chwili to wypada błagać. Jest tragedia, straszna tragedia – mówi Rozalia Kowalczyk, matka pani Zofii.*

* skrót materiału

Reporter: Małgorzata Frydrych

mfrydrych@polsat.com.pl

 

 

Wszystkich, którzy chcą pomóc, prosimy o kontakt z redakcją: interwencja@polsat.com.pl lub 22 514 41 26.