Prawo pięści w ośrodku wychowawczym

Prawo pięści w Młodzieżowym Ośrodku Wychowawczym w Renicach. 14-letni Krystian został pobity przez wychowawcę, bo poprosił o kompot do obiadu. Chłopak zalał się krwią. Wychowawca w rozmowie z rodzicami swoje zachowanie nazywa incydentem. Innego zdania są byli już wychowankowie ośrodka. Ich relacje są wstrząsające.

Państwo Anna i Sebastian Rechulowie z Żar są rodzicami 14-letniego Krystiana. Ich syn nie jest aniołem. Od kilku lat przebywa w ośrodkach wychowawczych. W marcu tego roku trafił do Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego w Renicach.

- Poszedłem do ośrodka przez swoje zachowanie. Z nauką nie miałem większych problemów
Bójki były, włamanie jedno – opowiada Krystian.

- Od samego początku bardzo źle się czuł. Mówił przez telefon, że to jest najgorszy ośrodek, jaki przeszedł, że notorycznie panuje tam agresja – mówi Sebastian Rechul, tata Krystiana.

- Strasznie płakał przez telefon, cały czas mówił: „Mama, przyjedź” , „Nie mogę rozmawiać, bo słuchają” – dodaje Anna Rechul, mama Krystiana.

Państwo Rechulowie postanowili pojechać do oddalonych o prawie 200 km Renic, by sprawdzić, co się dzieje w ośrodku z ich synem. To co ujrzeli, zszokowało ich.

- Syn został pobity przez grupę na zlecenie pana wychowawcy. Miał fioletowe oko.
Wtedy też zaczął opowiadać, że wychowawca dwa dni później parę razy uderzył go w twarz  podczas obiadu, gdy syn poprosił o kompot. Krystian zalał się krwią – mówi Anna Rechul, mama Krystiana.

- Najpierw kolega się zapytał o kompot. Wychowawca odpowiedział, że nie, bo nie zdał „odrabianek”.  Zapytałem, czy ja mogę. Powiedziałem, że kuchareczki się starają, tyle kompotu nam robią, a on nie daje nam pić. Wychowawca zaczął mnie bić po twarzy – relacjonuje Krystian.

- Delikatne nie było, bo to ze 2-3 razy go uderzył. Raz w twarz, dwa razy po plecach – dodaje Adrian Pierzchała, były wychowanek ośrodka, świadek zdarzenia.

Rechulowie chcieli wyjaśnić sprawę. Poszli do wychowawcy, który miał uderzyć Krystiana. Ten, ku ich zdumieniu, nie zaprzeczył, że uderzył chłopca! Rozmowę nagrali:

Rodzice: Gdzie go pan uderzył?
Wychowawca: Niech on powie.
Krystian: W twarz.
Rodzice: W twarz cię uderzył?
Krystian: 5 razy.
Wychowawca: Niech nie przesadza, on bezczelnie, po chamsku się pyta mnie, czy może kompot. Powiedziałem, że nie, bo nie zasługuje, bo to jest forma nagrody. (…) Powiem tak: to był incydent.
Rodzice: Ale żeby do incydentu używać przemocy?
Wychowawca: Mówię, że to był incydent, z którego nie jestem dumny.

- Syn tam za darmo nie trafił. Jest ciężkim dzieckiem, zdajemy sobie z tego sprawę. Ale on trafił tam po to, żeby poprawić swoje zachowanie. Jak ma się naprawić, skoro wychowawcy używają metody bicia dzieci? – pyta Anna Rechul, mama Krystiana.

Dotarliśmy do byłych wychowanków ośrodka. Sebastian przebywał tam kilka miesięcy, Adrian – trzy lata. Obaj wspominają pobyt w Renicach koszmarnie.

- Ja dostałem za to na przykład, że powiesiłem na słupie bluzę, chociaż nie można. Wychowawca nocny przyszedł z latarką metalową, taką policyjną, dostałem lekko w głowę, ale w żebra i w nogi to już włożył trochę wysiłku – wspomina Adrian Pierzchała, były wychowanek Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego w Renicach.

- Są zlecenia, wychowawcy dają zlecenia innym wychowankom. Mówią, że mają 15 minut, zostawia ich w pustym pomieszczeniu i biją. Nie mają innego wyjścia, bo ci co dostali zlecenie, jak nie pobiją, to sami dostaną.  Pobicia przez wychowawców są notoryczne. Tam góruje przemoc. Rak tak uderzono chłopaka, że odbił mu się sygnet na czole – mówi Sebastian, były wychowanek Ośrodka w Renicach.

- Pewien wychowawca kupił sobie jakieś tam teleskopówki. Chodził, straszył, że jedna, jak się owinie na ciele, to ślady na 2 tygodnie zostawia, a druga, jak lekko się po kości uderzy, to łamie. Chodził, nazywał to „pszczółką” i tak uderzał wychowanków – dodaje Krystian.

Odwiedziliśmy z kamerą ośrodek w Renicach. Chcieliśmy porozmawiać z dyrekcją placówki. Z dyrektorem udało się porozmawiać jedynie przez telefon.

Dyrektor: Na dzień dzisiejszy, ze wszystkich złożonych wyjaśnień, nie mogę stwierdzić, że doszło do jakiegokolwiek pobicia. Można dzisiaj każdego oskarżyć, powiedzieć, że mnie pobił.
Reporter: Ale wie pan, to jest trochę inna sytuacja, jeśli wychowawca w rozmowie z rodzicami sam przyznaje się do tego, że uderzył dziecko?
Dyrektor: Proszę pani, co zrobił? Przyznał się? Nie wierzę w to, bo ja rozmawiałem z wychowawcą i mam całkiem inne wiadomości, niż pani.

Dziś Krystian przebywa na urlopowaniu w rodzinnym domu. Państwo Rechulowie mają nadzieję, że ich syn nie wróci już do Renic. Szukają pomocy wszędzie.

- Informację o tym zdarzeniu otrzymaliśmy od rodziców. Zwróciliśmy się o wyjaśnienia do dyrektora ośrodka - mówi Arkadiusz Pintal, wiceprezes Sądu Rejonowego w Żarach.

- Prokurator wszczął w tej sprawie postępowanie przygotowawcze. Dzieci będą przesłuchane w charakterze świadków, umożliwi im się swobodną wypowiedź – dodaje Małgorzata Wojciechowicz, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Szczecinie.*

* skrót materiału

Reporter: Irmina Brachacz-Przesmycka

ibrachacz@polsat.com.pl